Od ponad 20 lat obserwuję, jak zmieniają się rocznicowe powstańcze obchody w Warszawie. I w nich uczestniczę. Widziałam jak powstaje Muzeum Powstania Warszawskiego, jak 18 lat temu prezydent Warszawy Lech Kaczyński w Parku Wolności bił w dzwon „Monter” na otwarcie tego muzeum. Przez kolejne lata słuchałam ze ściśniętym gardłem, jak gen. Zbigniew Ścibor Rylski „Motyl”, na corocznych uroczystościach żegnał się z towarzyszami broni i upominał młode pokolenie: „Uczcie się, bo niedługo to wy przejmiecie odpowiedzialność za ten kraj!”. Z uśmiechem patrzyłam po oficjalnych uroczystościach jak Edmund Baranowski ps. Jur z przedwojennym szarmem prawił paniom komplementy i mówił o szacunku do każdego człowieka. Miałam też okazję rozmawiać z cichociemnym Januszem Brochwicz-Lewińskim ps. Gryf , który z bólem opowiadał, że przez lata nie mógł wrócić do ojczyzny. Z ciepłem w sercu wspominam wywiady z Tymoteuszem Duchnowskim „Motkiem” który instruował mnie jak należało w powstaniu zabezpieczyć kark i kolana przed wejściem do kanałów, by nie zedrzeć sobie skóry do krwi. To tylko kilku cudownych, pięknych ludzi z „tamtego” powstańczego pokolenia. Nie ma już „Motyla”, „Gryfa”, „Jura”, „Motka” i wielu innych naszych bohaterów.
Ale tych niewielu jeszcze jest wśród nas. Kilkuset będzie można spotkać w ciągu tych kilku dni na obchodach 78. rocznicy Powstania Warszawskiego – czy to na Pl. Piłsudskiego, czy przy pomnikach dowódców, albo przy grobach kolegów na Powązkach. Wszyscy oni zasługują na nasz najwyższy szacunek, dbałość i ciepło. Nie potrzebują kolejnych orderów przypinanych do piersi (choć zawsze jest im miło przy takiej okazji) ale już się w życiu nasłuchali górnolotnych słów o bohaterstwie, heroizmie i poświęceniu.
Dziś bardziej niż przemów decydentów potrzebują po prostu mieć się do kogo odezwać na co dzień, mieć kogoś, kto przyniesie obiad czy leki z apteki i móc z nadzieją patrzeć na kolejne pokolenia. „Naładujmy im akumulatory” – jak to mówi Jan Ołdakowski, szef Muzeum Powstania Warszawskiego – na kolejny rok.
Opisany przez nas przypadek żołnierza AK Henryka Skalskiego z Wiązownej, któremu jakiś pirat drogowy ukradł laskę, zanim powstaniec wszedł na przejście dla pieszych, pokazuje, że na co dzień z tym szacunkiem niestety bywa różnie...
Aktor Michał Czernecki, ambasador społecznej akcji BohaterON, moim zdaniem trafił w dziesiątkę kilkoma zdaniami skierowanymi do powstańców podczas piątkowego spotkania inaugurującego akcję „Dumni z powstańców”. - Nie znałem nigdy swoich dziadków. Więc dla mnie wy powstańcy jesteście właśnie jak nasi dziadkowie i babcie. Kochamy was bardzo i jesteśmy z was bardzo dumni. Mam nadzieję, że dzięki temu, co robimy, wy możecie być choć trochę dumni z nas” – powiedział Michał Czernecki i - mówiąc młodzieżowym slangiem - rozwalił system. Łezki stanęły w oczach powstańców. I nie tylko powstańców. Te kilka zdań powiedzianych z serca uświadomiło mi, jaką siłę mają te najprostsze słowa i najprostsze gesty.
Bo niech was nie zwiedzie zamglone zaćmą oko, powolny chód czy drżące ręce. Powstańcy bacznie obserwują, co się dzieje dookoła. I chcą być teraz dumni z nas. A to wielka odpowiedzialność…