Przyjaciele Maxwella, warszawiacy i obrońcy praw człowieka zebrali się przed południem przy tunelu Dworca PKP Stadion. Dokładnie w miejscu, gdzie tydzień temu zginął Nigeryjczyk. Manifestanci zapalili znicze, kadzidełka, złożyli kwiaty i ruszyli w stronę Targowej, by później al. Solidarności dojść pod Komendę Stołeczną Policji.
Nieśli ze sobą transparenty z hasłami "Max nie był agresywny, nie atakował policji, więc dlaczego nie żyje?", "Rasizmowi stop! Ukarać zabójcę Maxwella Itoyi!". - Macie krew na rękach - krzyczał tłum w kierunku ochraniających pochód policjantów. Organizatorzy marszu podkreślali, że śmiertelnie raniony nie był kryminalistą, ale porządnym człowiekiem, mężem Polki, ojcem dwójki dzieci, który od ośmiu lat pracował w Warszawie.
Sprawę postrzelenia Nigeryjczyka i ewentualnego nadużycia uprawnień przez policjanta bada prokuratura. Toczą się też postępowania przeciwko 26 osobom, które atakowały policjantów podczas szarpaniny na bazarze przy PKS Stadion.