Zgłębiając pana historię, można odnieść wrażenie, że trudno panu usiedzieć na miejscu. Lubi pan działać?
Aleksander Hebda: - Nie da się ukryć, że tak. Bycie tylko obserwatorem w różnych inicjatywach, w których mogę dać coś od siebie, raczej mnie nudzi. Wolę uczestniczyć w czymś nie tylko biernie, ale również aktywnie. Pozwala mi to wnieść wkład w dane wydarzenie i też czuję się potrzebny. Mam wrażenie, że w ten sposób dobrze pożytkuję czas. To dla mnie satysfakcjonujące.
Mimo że ma pan dopiero 24 lata, ma Pan ogromne doświadczenie w sprawach studenckich i prospołecznych. Co było dla Pana w tym czasie najważniejsze?
- W czerwcu skończę 25 lat, więc już za chwilę będę na świecie przez ćwierć wieku! (uśmiech). Ale najważniejsze, że przez ten czas udało mi się trochę podziałać. Byłem studentem, uzyskałem absolutorium na Wydziale Prawa i Administracji. Zależało mi więc mi na sprawach prostudenckich. Zostałem przewodniczącym Samorządu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego, a wcześniej byłem wicemarszałkiem parlamentu studentów. Było też kilka innych istotnych funkcji. Dla mnie ważny nie był jednak fakt stanowiska, ale działania, dlatego nie próżnowałem. To dało mi bardzo dużo doświadczenia.
Już w wieku 18 lat wspólnie z przyjaciółmi założył pan Porozumienie Młodzieży Demokratycznej, w którym nie zabrakło ciekawych akcji.
- Jedną z nich było “Mówić jak…”, w której udział wzięli m.in. Donald Tusk, Kazimierz Marcinkiewicz, Artur Barciś oraz profesor Marcin Matczak. Podczas rozmowy LIVE z ostatnim z tych gości mieliśmy na żywo kilkadziesiąt tysięcy osób, a łączny zasięg to ponad 400 tys. wyświetleń. Równie sporo chętnych śledziło pogadankę z Donaldem Tuskiem. Wszystkie te rozmowy prowadziłem osobiście i był to dla mnie ogromny stres, ale jednocześnie też nauka. Z kolei w Ankiecie Oczekiwań Młodych udział wzięło ponad 1,3 tys. osób. Okazało się, że olbrzymim problemem wśród młodzieży jest zdrowie psychiczne. Dlatego to jeden z obszarów, o który dbam i zabiegam najbardziej.
Był pan również przewodniczącym młodzieżowej rady warszawskiego Śródmieścia.
- Tam poznałem mechanizm działania urzędu dzielnicy i trochę osób, które w niej działają. Dlatego fakt, że kandyduję do Rady Miasta, nie jest przypadkowy. Drobne korzenie też już tam zapuściłem.
Dużą część pana działalności zajmuje wspomniane stanowisko przewodniczącego Samorządu Studentów Uniwersytetu Warszawskiego.
- To trochę praca na dwa etaty. Na początku przede wszystkim trzeba się w to wszystko wdrożyć, tym bardziej, że jest to stanowisko pro publico bono. W odróżnieniu od innych osób w radzie uczelni nie dostaje się za to ani grosza. Sam fakt zasiadania w niej, a także po części w senacie uczelni, daje ogromne doświadczenie i networking. Największymi plusami było poznawanie ludzi: rówieśników, ale też profesorów, władze uniwersytetu. Zasiadałem do stołu negocjacji z rektorem, elektorami czy kanclerzem. To było ogromne przetarcie, podobnie jak obserwowanie ich pracy. To bezcenna nauka.
Co udało się panu osiągnąć jako przewodniczącemu samorządu?
- Cieszę się, że zorganizowaliśmy wraz z władzami rektorskimi telefon zaufania UW. Od godz. 10 do 22 jest dostępny dla wszystkich studentów, pracowników czy doktorantów. Można zgłosić swój problem czy kryzys psychiczny i otrzymać pomoc lub zostać skierowanym w odpowiednim kierunku. Zaproponowałem również aby dostęp do Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie był całodobowy, co dziś jest faktem. Obniżenie abonamentów na posiłki, a także utrzymanie cen akademików mimo inflacji. Ogromnym doświadczeniem było też organizowanie olbrzymich eventów. Takie projekty jak stworzenie w wieku 23 lat festiwalu jakim bez wątpienia są jUWenalia, jest niebywałe i daje wiele satysfakcji. Stworzyliśmy też możliwości sprawniejszego finansowania różnych projektów i to kolejna zmiana systemowa, która zostaje po mojej kadencji. To na pewno wzrosty, jakich nie było od kilku ładnych lat.
To bardzo odpowiedzialna funkcja. Dziś można powiedzieć, że zna pan problemy studentów i, co ważniejsze, umie i chce je rozwiązywać.
- Jak wspomniałem, wiele z nich zostało rozwiązanych, ale są też takie, nad którymi praca trwa latami. Podjęliśmy temat liczby miejsc w akademikach, których wciąż jest za mało. To powinno być około 10% miejsc na uczelni, czyli w przypadku UW jakieś 4 tys. Podjęliśmy działania, ale z dnia na dzień akademika się nie wybuduje. Mam nadzieję, że za kilka lat będziemy mieli owoce naszych starań.
Zanim objął pan tę funkcję, działał pan też w wielu kołach naukowych.
- Byłem aktywnym działaczem ruchu naukowego. Najbardziej wspominam czas, prezesury w Kole Naukowym Retoryki. Zorganizowaliśmy ogólnopolski konkurs retoryczny, a w jury zasiedli m.in. wybitny polski aktor Andrzej Seweryn czy dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie Mikołaj Pietrzak. To też dało mi dużo satysfakcji i ogromną lekcję od znakomitych postaci polskiej kultury i nie tylko. Jestem dumny i cieszę się, że część mojej działalności studenckiej udało się spożytkować w kole naukowym i każdemu to polecam! Nigdzie nie znajdzie się takich przyjaźni na całe życie, jak podczas studiów!
Dużo zawdzięcza pan Uniwersytetowi Warszawskiemu i środowisku studenckiemu, a teraz chce pan pójść krok dalej i być jeszcze bliżej swojego ukochanego miasta, czyli Warszawy.
- Uniwersytet Warszawski pokazał mi wiele moich słabości, ale też wzmocnił pod każdym kątem. Mogłem też zauważyć, jakie mam zalety i uczelnia pomogła mi je lepiej wykorzystywać w praktyce. Teraz potrzebę działania chcę realizować również w samorządzie i Radzie Miasta. Zawsze chciałem wpływać na środowisko. Jak wspomniałem, nie lubię siedzieć bezczynnie, dlatego jestem przekonany, że będę dużym zasobem nie tylko dla mieszkańców Śródmieścia i Ochoty, ale wszystkich warszawiaków. Będę zawsze gotowy odpowiedzieć na ich problemy, ale też do tego, by się spotkać, porozmawiać i zainterweniować.