I znów afera śmieciowa! I znów chodzi o pieniądze. Nasze pieniądze. Pieniądze mieszkańców Warszawy wpłacone za odbiór odpadów, które produkujemy w domach i wyrzucamy do śmietników przy blokach. Stołeczny ratusz w ubiegłym roku pobrał niesłusznie od mieszkańców 180 mln zł za odbiór odpadów. Wytknęła to Regionalna Izba Obrachunkowa. Ta, która od lat bardzo dobrze oceniała budżet stolicy i jego kolejne wykonania. Teraz wskazała w ocenie wykonania przez zarząd Warszawy budżetu za 2022 rok, że zrealizowane dochody miasta w ramach gospodarowania odpadami komunalnymi opiewały na kwotę 1 mld 80 mln zł, natomiast łączne wydatki związane z odbiorem i zagospodarowaniem śmieci wyniosły 895 mln zł. Zatem nadwyżka dochodów z opłat od mieszkańców wyniosła ponad 180 mln zł! A zgodnie w przepisami pieniądze z opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi, powinny się bilansować z kosztami funkcjonowania systemu gospodarki odpadami i być wydawane wyłącznie za cele związane z gospodarką odpadami.
Nigdy oczywiście nie ma tak, że to będzie dokładnie jeden do jednego – złotówka pobrana i złotówka wydana, ale z drugiej strony jeszcze nigdy nie było tak, żeby warszawiacy przepłacili aż 180 mln zł! Pojawiły się więc głosy, by urzędnicy zwrócili kasę mieszkańcom. Po ile by wyszło? Jeśli podzielimy tę kwotę dla równego rachunku przez około 2 mln mieszkańców, wyjdzie po 90 zł na głowę. A niechby i 100 zł. Radni PiS wyliczają inaczej - że to rocznie ok 1,5 tys. zł na gospodarstwo domowe. Pewnie, że chciałabym mieć tę pieniądze w kieszeni, ale jeśli ich nie będzie, przeżyję. Trudno. A ich nie będzie, bo Rada Warszawy już te pieniądze przesunęła na cele związane z inwestycjami w system związany z zagospodarowaniem śmieci. I może tak zrobić. Natomiast ratusz nie może ich oddać.
I o ile mogę zrozumieć, że prezydent Rafał Trzaskowski nie będzie uruchamiać urzędniczej machiny do zwracania ludziom pieniędzy na konta – bo zgodnie z przepisami podatkowymi nie ma możliwości zwrotu tej opłaty, o tyle nie mogę pojąć skąd się ta nadwyżka wzięła. Nagle śmieci staniały? Mniej ich produkujemy i wywozimy? Przecież od początku kadencji Rafała Trzaskowskiego słyszę, że śmieci drożeją. I od prezydenta Warszawy oczekiwałabym wyjaśnienia tego ludziom szczegółowo, ale prosto i logicznie. Bo czyż to nie prezydent Warszawy kilka miesięcy temu atakował prezesa PKN Orlen, że zdziera z ludzi za paliwo i źle zarządza spółką, bo wprowadził podwyżkę ceny benzyny, chociaż nie musiał? Trzaskowski grzmiał, że Daniel Obajtek „zawyżył marże i dorobił się na Polkach i Polakach". Jakże podobną sytuację mamy dziś w przypadku opłat za śmieci w Warszawie. Czy to efekt złego zarządzania miastem, czy asekuracyjnego zawyżania opłat za śmieci? Naprawdę prezydent nie ma się co dziwić i oburzać, że radni Prawa i Sprawiedliwości krzyczą "Trzaskowski oddaj pieniądze " i apelują, by w ramach zwrotu nadpłat pobranych od mieszkańców obniżyć stawki za odbiór śmieci, na przykład na kolejny rok. Niestety – jak to ostatnio z radnymi PiS bywa – projekt uchwały który przygotowali na ostatnią sesje Rady Warszawy – był nie do przyjęcia. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by ratusz każdemu indywidualnie odliczał opłaty i ustalał indywidualną stawkę.
Ten kolejny problem jednak pokazał, że śmieciowy chaos w Warszawie trwa. Po aresztowaniu sekretarza miasta Włodzimierza Karpińskiego, nadzór nad gospodarką odpadami przejął znów wiceprezydent Michał Olszewski, ale z musu i niechętnie. Ponieważ z niewolnika nie ma robotnika, Trzaskowski powinien znaleźć wreszcie osobę, która ten chaos ogarnie i - nomen omen - posprząta tę miejską stajnię Augiasza. Czy wśród 8 kandydatów, którzy zgłosili się w konkursie na nowego sekretarza miasta, znajdzie się taki Herakles?
Izabela Kraj
Inne felietony z cyklu Kraj o Warszawie to m.in:
Holoubek, Zapasiewicz, Kowalewski na ścianę