Pandemia koronawirusa w Polsce przybiera na sile. W piątek Ministerstwo Zdrowia informowało o nowych 35 143 odnotowanych zakażeniach. W sobotę przybyło kolejnych 31 757 chorych, a w niedzielę 29 253. Decyzją rządu od soboty w całym kraju obowiązuje "twardy lockdown". Zamknięte są salony kosmetyczne i fryzjerskie i sklepy budowlane. Ponownie wprowadzono też zakaz uczestniczenia w zgromadzeniach powyżej pięciu osób.
ZOBACZ TEŻ: Koronawirus. Takich danych w poniedziałek nikt się nie spodziewał. Porażająca sytuacja na Mazowszu
Lockdown objął również w pewnym stopniu kościoły. Do tej pory w świątyniach mogła przebywać jedna osoba na 15 metrów kwadratowych. Od soboty jest to jedna osoba na 20 metrów kwadratowych. Nadal obowiązuje również obowiązek zakrywania ust i nosa oraz zachowywanie 1,5 m dystansu od innych osób.
Dodatkowe obostrzenia nie zniechęciły jednak wiernych do odwiedzania świątyń. Mimo że w telewizji, radiu czy w internecie transmitowane są msze święte i nabożeństwa, znaczna część osób postanowiła spędzić Niedzielę Palmową w kościele tak, jakby pandemia należała już do przeszłości. Tak było m.in. w warszawskich świątyniach. W mediach społecznościowych pojawiło się zdjęcie przedstawiające tłum ludzi przed kościołem św. Tomasza na warszawskim Ursynowie. O zachowaniu odpowiedniego dystansu nie było tam mowy.
NIE PRZEGAP: Warszawa. Wielkanocne zmiany w komunikacji miejskiej. Tymi autobusami NIE POJEDZIESZ [INFORMATOR]
Pod zdjęciem na jednej z grup sąsiedzkich rozgorzała dyskusja. Czy stanie pod kościołem jest złamaniem panujących obostrzeń? Czy w czasie pandemii jest to rozsądne i bezpieczne rozwiązanie? Nie jesteśmy w stanie sprawdzić, jak wyglądała sytuacja wewnątrz świątyni, jednak jedna z komentujących osób wyjaśniła, że wewnątrz był zachowany limit osób, a reszta wiernych pozostała na zewnątrz. "Do kościoła zostało wpuszczone tyle osób, aby spełnić normy. Zostali ludzie na zewnątrz. Ksiądz upomniał o dystansie, jak się ludzie rozsunęli to rozpoczął Mszę. Chyba nie ma się czego doszukiwać" - napisała. Dodała również, że zdjęcie to zostało zrobione jeszcze przed reakcją księdza.
Te słowa nie uspokoiły jednak tych mieszkańców Warszawy, którzy uważają, że tworzenie takich tłumów w czasie pandemii jest po prostu nierozsądne i niebezpieczne. Co więcej, pojawiły się głosy, że jest to już łamanie obostrzenia dotyczącego zakazu zgromadzeń powyżej pięciu osób.
ZOBACZ TEŻ: Niedzielski wpadnie w FURIĘ, gdy zobaczy te zdjęcia. Pokazują brutalną prawdę o lockdownie w Warszawie
Komentujący zdjęcie zwrócili również uwagę na fakt, że salony kosmetyczne czy lokale gastronomiczne, w których również można zachować reżim sanitarny, są zamknięte, a kościoły nadal pozostają otwarte dla wiernych. "Nie mam nic przeciwko Kościołowi, ale w restauracji też można zachować dystans i zdezynfekować co trzeba, to samo w klubach fitness, salonach kosmetycznych, w hotelach to już w ogóle nie rozumiem problemu, bo równie dobrze można by zamknąć klatki schodowe i bloki mieszkalne. A jednak zarówno ludziom, którzy te biznesy prowadzą, tym którzy w nich pracują jak i tym, którym są one potrzebne do życia nie dano wyboru, że mogą korzystać z zachowaniem zasad ale nie muszą. Natomiast wiernym, którzy spokojnie mogą wysłuchać mszy w telewizji, radio czy internecie nie odbiera się prawa wyboru. Nie jest więc dziwne, że ludzie czują, że Kościół jest faworyzowany a co za tym idzie będzie tracił w oczach społeczeństwa" - skomentowała mieszkanka Warszawy.
Nasz fotoreporter w Niedzielę Palmową również był świadkiem, jawnego łamania obostrzeń i braku racjonalnego myślenia przez warszawiaków. Widział, jak do kościoła św. Patryka na Gocławiu wchodzili ludzie, nie zważając na to, że wewnątrz jest już zdecydowanie za dużo osób. Gdy tę sytuację zobaczył ksiądz, poprosił wiernych o wyjście lub przejście do bocznej kapliczki, tak by został zachowany obowiązujący limit.
Zbliża się Niedziela Wielkanocna. Czy w ten niezwykle ważny dla katolików dzień uda się zachować zdrowy rozsądek i pozostać w domach? Miejmy nadzieję, że zarówno wierni, jak i księża poważnie potraktują obowiązujące limity, i świątynie nie stanął się wylęgarnią koronawirusa.