Warszawa. Zabójstwo 25-letniej Lizy. Ruszył proces Doriana S.
W środę 4 grudnia ruszył proces Doriana S. Oskarżony jest o zabójstwo na tle seksualnym i rabunkowym, do którego doszło w lutym br. Jego ofiarą była przypadkowa kobieta. 25-letnia Liza została napadnięta w bramie przy ulicy Żurawiej 47 w centrum Warszawy. Została zgwałcona i brutalnie zaatakowana. Znalazł ją dozorca, który zadzwonił po pomoc. Była półnaga i nieprzytomna. Zmarła w szpitalu.
Biegli po obserwacji psychiatrycznej potwierdzili, że podejrzany w chwili popełnienia czynu był poczytalny.
W środę sąd wyłączył jawność rozprawy na czas udzielania przez oskarżonego odpowiedzi na pytania obrońców oraz na czas przesłuchania biegłych psychiatrów, seksuologów i toksykologów, które odbędą się na kolejnej rozprawie wyznaczonej na 16 grudnia.
"Nie będę składał wyjaśnień. Będę odpowiadał na pytania obrony, nie będę opowiadał na pytania pełnomocników, sądu i prokuratora. Przyznaję się do popełnianego czynu, ale nie przyznaję się do tego, że chciałem zabić" - mówił Dorian S.
Nie przegap: Morderstwo 25-letniej Lizy w centrum Warszawy. Dorian S. w sądzie! [RELACJA]
Czytaj dalej pod materiałem wideo.
Dorian S. płakał podczas przesłuchania.
W Sądzie Okręgowym w Warszawie zostały odczytane zeznania Doriana S., które złożył 27 lutego, po zatrzymaniu przez policję. Co z jego perspektywy wydarzyło się 25 lutego?
Wracał do domu z baru, w którym spożywał alkohol. Jak twierdzi, wypił dwa lub trzy drinki, narkotyków nie zażywał. W lokalu towarzyszyły mu dwie Ukrainki. Wypił więcej.
"Zrobiłem się po tym alkoholu strasznie agresywny" - tłumaczył. Kobiety pojechały do domów taksówką, a Dorian ruszył piechotą.
"Dziwnie się czułem, nie umiem tego opisać. Przeszedłem przez pasy Marszałkowską i wtedy zobaczyłem tę dziewczynę. Byłem w jakimś amoku, nie czułem strachu, nic. A jestem ogółem strachliwy i emocjonalny" - dodał i zaczął płakać.
Przyznał, że miał przy sobie kominiarkę, którą założył na głowę. Zaprzeczył jednak, by planował kogoś zabić. Chciał obrabować sklep. Ale zamiast napadu na "nocny", wybrał bezbronną Lizę. Zaczął jej grozić, ale dopiero gdy zwrócił się do niej w języku angielskim dziewczyna zdała sobie sprawę, czego chce od niej napastnik.
"Nie pamiętam dokładnie, co się działo. Przycisnąłem ją do ściany i zażądałem pieniędzy. Wcześniej zabrałem jej telefon. Myślałem, że chce zadzwonić po policję. Zdjąłem pasek, by zawiązać jej wokół szyi i przywiązać ją do bramy. Chciałem mieć pewność, że nie wstanie i nie zgłosi tego na policję. Zacisnąłem pasek wokół szyi, rozebrałem i wtedy ją zgwałciłem. Nie wiem, czemu to zrobiłem" - Dorian S. znowu zaczął płakać.
"Sam siebie nie poznałem. Nie wiem, czemu ją zostawiłem. Na dołku rozmyślałem o tej sytuacji i wydaje mi się, że ci Ukraińcy musieli mi czegoś dosypać. (...) Zabrałem jej rzeczy. Chciałem je sprzedać i po prostu wrócić do domu" - zakończył. W drodze powrotnej kupił papierosy, jakby nic się nie stało. Także i dziś, na sali sądowej, na jego twarzy nie widać żadnych emocji.