Hubert Cz. przyszedł pierwszy dzień do pracy. Podpisał umowę, zostawił kopię prawa jazdy i ruszył w teren. Chwilę przed zamknięciem pizzerii pojechał na ostatni kurs i już z niego nie wrócił. Kierownik próbował dodzwonić się do pracownika, ale telefon był niedostępny. Następnego dnia sprawa została zgłoszona na policję. W tym czasie nieuczciwy pracownik jeździł sobie samochodem bezkarnie po Warszawie. Kiedy skończyło mu się paliwo, zajechał na stację benzynową do Ursusa i zatankował do pełna... na koszt firmy. Próbował zapłacić służbową kartą. Pracownicy nie czekając na działania policji, zamieścili post na portalu społecznościowym o skradzionym samochodzie. Złodziejaszka udało się namierzyć na Grochowie.
- Dostałem informacje, że samochód jest widziany na Pradze. Pojechałem na miejsce, namierzyłem go i śledziłem. Powiadomiłem też policję. Udało nam się go zatrzymać na Trasie Łazienkowskiej. Zajechaliśmy mu drogę dwoma samochodami - opowiada Michał, pracownik pizzerii. Wówczas do akcji wkroczyła policja. Okazało się, że kierujący Hubert Cz. jest pijany i naćpany. A w ciągu tych kilku dni zniszczył kompletnie skradzione służbowe auto. Jest poobijane, a w środku popalona tapicerka. Za kradzież mężczyźnie grozi do 5 lat za kratkami.