Wyszków. Płoszył krety, ma poparzoną twarz
Pan Sylwester Wójcik (52 l.) z Wyszkowa to zapalony działkowiec. Na co dzień pracuje w Warszawie jako ochroniarz, ale każdą wolną chwilę spędza na działce położonej 10 km od miasta. Od dwóch miesięcy sen z powiek spędzają mu krety, które niszczą piękne rabaty, pozostawiając po sobie ogromne kopce.
Mężczyzna próbował różnych sposobów, by pozbyć się z ogrodu intruzów. Sadził odstraszające kwiaty, lał dziesiątki litrów wody w krecie tunele, zastawiał pułapki i montował elektroniczne urządzenia emitujące dźwięki drażniące podziemnych kopaczy. - Wszystko na nic. Wreszcie kolega podpowiedział mi, abym kupił puszkę karbidu. Tak zrobiłem. Dotarłem do głównego kreciego tunelu i wsypałem całą puchę karbidu - opowiada nam pan Sylwester. - Następnie do tunelu wlałem wody. Pomyślałem, że lepiej i szybciej będzie, gdy zainicjuję wybuch, bo wiedziałem, że z kontaktu karbidu i wody tworzy się bardzo wybuchowy acetylen. Byłem przekonany, że fala wybuchu rozejdzie się po podziemnych korytarzach i popali krety. Zbliżyłem do otworu w ziemi zapalniczkę - dodaje.
To był ogromny błąd, który pan Sylwester zapamięta do końca życia. - Doszło do potężnego wybuchu. Poczułem pieczenie twarzy, ręki i oka. Przekoziołkowałem przez stojącą z tyłu ławkę. Z poparzoną twarzą, prawą kończyną i urazem oka trafiłem do szpitala. Okazało się, że oprócz poparzeń skręciłem kark, przewracając się o ławkę. Na lewe oko prawie widzę, na prawe tylko na 50 procent. Założono mi gorset ortopedyczny na cały miesiąc - mówi reporterowi "Super Expressu".
Krety żyją, działkowiec poturbowany
Zamiast kretów, ucierpiał pan Sylwester. - Zginał tylko jeden kilkuset gramowy kret, a ja 140-kilogramowy facet dałem się tak załatwić. Miałem wielkie szczęście, że nie wypaliło mi oczu. O sile wybuchu świadczy moja koszulka, którą zdarłem z siebie palącą się w ostatniej chwili - mówi, pokazując zdjęcia RTG.
Listen on Spreaker.