Gdy po ciężkich zmaganiach z nowotworem zmarła Elżbieta (†59 l.), ukochana żona pana Kazimierza, samotny, niepełnosprawny wdowiec poszedł na plebanię uzgodnić z proboszczem sprawy związane z pochówkiem. – Ksiądz Marek zażądał ode mnie 1200 zł za pogrzeb Elżuni. Ja mam 850 zł renty, więc powiedziałem, że to jest niemożliwe – mówi, wciąż trzęsąc się z oburzenia pan Kazimierz. Po tych słowach proboszcz wpadł w szał. – Podarł kartę zgonu Elżuni, wstał z krzesła jakby chciał ruszyć do bitki. Była ze mną kuzynka, to złapał ją za ramiona i siłą wypchnął za drzwi. Nie wiedziałem, co się dzieje. Wrzeszczał, że mam zapłacić i już. Popłakałem się wtedy jak małe dziecko – dodaje rencista.
To prawdopodobnie najmniejsze mieszkanie w Warszawie! [WIDEO I ZDJĘCIA]
Po tej rozmowie Kazimierz Malinowski załatwił formalności z firmą pogrzebową, ale wciąż pozostawała kwestia pogrzebu na cmentarzu parafialnym. – Bałem się, że proboszcz nie pochowa mi żony. Pojechałem do dekanatu w Białej Rawskiej. Opowiedziałem o zachowaniu księdza. Dziekan obiecał pomóc. I pomógł, bo proboszcz zgodził się na pogrzeb za mniejszą kwotę. Elżunia spoczęła w rodzinnej mogile dwa dni później. Ja jednak wciąż nie mogę zapomnieć zachowania księdza i tego, co wtedy przeżyłem – mówi ze łzami w oczach pan Kazimierz.
Tymczasem proboszcz parafii św. Wawrzyńca w Wilkowie nie poczuwa się do winy. – Ten człowiek podważa mój autorytet, a przecież ksiądz nie jest zwyczajną osobą. Ale tu są tacy ludzie. Tu kiedyś był dwór. Ten Malinowski przecież też stąd jest. On jest z czworaków. Takich jak on się nie zmieni – pomstuje ks. Marek W. (60 l.).
"Niewidzialny" dom pod Warszawą powstanie jeszcze w tym roku! [ZDJĘCIA]