Wstrząsająca historię 28-letniego Adriana z województwa łódzkiego opowiedzieli w materiale dziennikarze "Interwencji". Mężczyzna kocha koszykówkę. Marzył o byciu trenerem w swojej ukochanej dyscyplinie sportu. Rodzice byli dumni, gdy dostał się na warszawską AWF. - Był taki szczęśliwy, że się dostał do tej szkoły - powiedziała dziennikarzom Iwona Bruderek, matka pana Adriana. Na studiach rozegrał się jednak dramat, który mógł się skończyć śmiercią studenta. W 2016 roku młody mężczyzna podszedł do egzaminu, który odbywał się na basenie - zaliczenie z pływania kraulem. Do przepłynięcia było 50 metrów.
- Pokonałem swoją długość i później nic nie pamiętam. Zasłabłem prawdopodobnie. Przechodząc z toru na tor wpadłem do wody i nikt tego nie zauważył. Po mnie poszła kolejna seria, kolega przepłynął całe swoje 50 metrów, więc to też dość długo trwało. Dopiero zobaczył na dnie, że ktoś tam jest. Miałem zachłystowe zapalenie płuc. I samo to, że doszło do zatrzymania krążenia, mózg był niedotleniony, więc to była śmierć kliniczna - wspominał pan Adrian w materiale "Interwencji". Poszkodowany topił się ponad minutę. Gdyby nie natychmiastowa resuscytacja wykonana przez koleżankę, mógłby się ziścić najczarniejszy ze scenariuszy. W szpitalu lekarze uratowali mężczyznę.
Na miejscu nie było ratownika, bo uczelnia uznała, że wystarczą prowadzący egzamin, którzy mają takie uprawnienia. Oni siedzieli na trybunach. W regulaminie jest wyraźnie wskazane, że ratownik być musi. Pan Adrian zaliczył pozostałe egzaminy, ale gdy po rehabilitacji wrócił na uczelnię dowiedział się, że... został z niej skreślony. 28-latek nie zamierza się poddawać. Poszedł z AWF do sądu. Jego pełnomocnik podkreśla, że to uczelnia "nie zdała egzaminu", a jej władze nie mają sobie nic do zarzucenia. Poszkodowany w wypadku wciąż wierzy, że wróci na AWF. - Jest jeden plus tej historii, że już teraz mają ratownika na basenie. Następne dziecko nie będzie miało takiego wypadku, jak miał mój syn - powiedziała dziennikarzom "Interwencji" Iwona Bruderek.