Przez trzy ostatnie lata Olga Wiśniewska przychodziła o kulach niemal na każdą rozprawę jako oskarżyciel posiłkowy w procesie, w którym troje warszawskich urzędników, odpowiedzialnych za utrzymanie zieleni, odpowiadało za niedopełnienie obowiązków. - To drzewo ważyło z 200 kg. Widziałem jak w stronę Olgi i dziecka zbliża się walący się pień. Stanąłem szybko tak, żeby jego ciężar spadł na mnie, ale inne konary uderzyły matkę i dziecko. Miałem uczucie, że wszystko się tam skończyło… Olga traciła przytomność. Dziecko umierało mi na rękach – tak przed sądem mówił ojciec 6-miesięcznej Lilianki i partner Olgi Wiśniewskiej.
- Widzieliśmy ogromny grzyb na tym drzewie w Parku Praskim – zeznawali świadkowie przed sądem. Urzędnicy zagrożenia nie dostrzegli. Ale przyznawali, że w Warszawie nie było ewidencji stanu drzew.
Sędzia szokuje uzasadnieniem
Sędzia Dominika Ciszewska uznała, że Celina Ch., Agata M. i Marek P. nie ponoszą odpowiedzialności za złamany konar i śmierć dziecka. Uniewinniła wszystkich troje urzędników, ówczesnych pracowników Zarządu Zieleni. - Wypadek był straszny. To był bardzo, bardzo nieszczęśliwy wypadek, ale nie można przypisać urzędnikom jakiegokolwiek związku z tym wypadkiem – orzekła sędzia Dominika Ciszewska. - Nie można im przypisać odpowiedzialności, ani tego, że chcieli, godzili się bądź przewidywali, że może dojść do wypadku – oświadczyła sędzia. - Porównuję to zdarzenie do katastrofy samolotu. To był splot wielu czynników: nowa, tworząca się jednostka (Zarząd Zieleni – red.), urzędniczki, które nie znały parku, brak inwentaryzacji drzew w tym parku, witalne drzewo i podstępny grzyb – wyliczyła. Zszokowała tym obecnych na sali sądowej.
Sędzia wprost wychwalała postawę Marka P., który dostał polecenie stworzenia Zarządu Zieleni i „zostając z tym sam” stworzył struktury i regulamin. - Pracy pana Marka nie można nazwać inaczej jak imponującej. A co do sformułowanego przez prokuraturę zarzutu… nie wiem jak mam się do tego odnieść… - stwierdziła sędzia Ciszewska.
Mama zabitej Lilianki: nie czuję się bezpiecznie
- Nie przekonuje mnie twierdzenie, że urzędnicy nie wiedzieli, co mają robić, bo jednostka się dopiero tworzyła. Nie jestem w lesie tylko w środku miasta. I wchodząc do parku chcę się czuć bezpiecznie. A po tym, co usłyszałam i co przeszłam, nie mogę – mówiła „Super Expressowi” po rozprawie Olga Wiśniewska. - Ja już nie odzyskam zdrowia, nie odzyskam życia córki. Jest mi bardzo przykro. Bo po trzech latach procesu, po tym co przeszłam, okazuje się, że nikt w Warszawie w żadnym parku nie może czuć się bezpiecznie, bo urzędnicy nie ponoszą odpowiedzialności za stan drzew – stwierdziła Olga Wiśniewska.
Jej pełnomocniczka mecenas Magdalena Baś zapowiedziała apelację. – Będzie apelacja. Materiał dowodowy przemawiał na korzyść pokrzywdzonej. Tu nie chodzi o mściwość. A o to, by po tym zdarzeniu inni ludzie mogli czuć się bezpiecznie.
W dwóch sądach w Warszawie toczą się jeszcze postępowania w procesach cywilnych o zadośćuczynienie i odszkodowanie za śmierć dziecka i kalectwo Olgi.
Budzę się, a mojej córeczki już nie ma... - mówiła nam w bardzo emocjonalnym wywiadzie Olga Wiśniewska.