W nocy i w dni świąteczne pomoc okulisty można uzyskać tylko w jednej placówce w okolicy. Wczoraj w Szpitalu Okulistycznym przy ul. Sierakowskiego w kolejce siedziało kilkadziesiąt osób. Osoby starsze, matki z dziećmi - wszyscy czekali na wizytę u specjalisty. Lekarzy było dwóch. Od godziny 8 do 14 przyjęto zaledwie 25 osób, a w poczekalni siedziało jeszcze 60 kolejnych. Wszyscy w nagłych przypadkach.
- Kolejka ani drgnie, a czekam tu od rana - żali się Andrzej Woźniak (42 l.) z Wołomina, który urazu oka doznał podczas prac stolarskich. - To, co się tutaj dzieje, to jakiś koszmar - mówi oburzona Kazimiera Marcińczak (69 l.), która pojawiła się w szpitalu około godz. 13 i usłyszała, że przed nią co najmniej sześć godzin czekania.
Szczęście w nieszczęściu mają tylko ci, których przypadki lekarze uznają za niezwykle pilne. - Mnie wpuszczono trochę wcześniej tylko dlatego, że jestem tu z małym synkiem. Dziecięcych dyżurów okulistycznych w stolicy też nie ma - denerwuje się Magdalena Anisiewicz (33 l.) z Zielonki, mama 6-letniego Oskara, któremu nagle zaczęło puchnąć oko. Niestety, podobnie jest z dyżurami laryngologicznymi. Jak to możliwe, że na taką aglomerację jest dostępnych tylko dwóch lekarzy? - Dyżury ustala wojewódzki konsultant ds. okulistyki. Niestety, specjalistów w tej dziedzinie jest wciąż zbyt mało, dlatego nie można utworzyć większej ich liczby. Po prostu nie miałby kto ich pełnić - mówi Ivetta Biały (36 l.), rzeczniczka wojewody mazowieckiego.