Warszawa. Policjanci zginęli na służbie. Ich auto rozbiło się na przydrożnej latarni
Nocą z 26 na 27 listopada 1998 roku warszawscy policjanci pełnili rutynową służbę na Starym Mieście. Ich uwagę zwrócił zaparkowany przy ulicy Kilińskiego samochód – biała alfa romeo, w której siedzieli dwaj młodzi mężczyźni.
Początkowa kontrola nie wykazała niczego podejrzanego poza wyczuwalnym zapachem alkoholu i nerwowym zachowaniem kierowcy oraz pasażera. Po krótkiej rozmowie funkcjonariusze odjechali, zalecając kierowcy, by nie prowadził pojazdu.
Kilka minut później sytuacja zmieniła się dramatycznie. Biała alfa romeo, prowadzona przez 26-letniego wtedy Macieja U., gwałtownie wyprzedziła policyjny radiowóz. Kierowca alfy najpierw zajechał im drogę, a potem prowokacyjnie uniósł środkowy palec w geście drwiny. Rozpoczął się pościg, który zakończył się tragedią.
Maciej U., jak później ustalono, poruszał się Wisłostradą z prędkością przekraczającą 160 km/h, ignorując policyjne sygnały, czerwone światła i ustawione blokady. Swoim zachowaniem nie tylko łamał prawo, ale przede wszystkim zagrażał bezpieczeństwu innych uczestników ruchu. Funkcjonariusze próbowali zablokować jego pojazd na skrzyżowaniu Wybrzeża Kościuszkowskiego, lecz kierowca alfy romeo zdołał ominąć radiowóz.
Do tragedii doszło chwilę później. W wyniku gwałtownego manewru policyjny polonez stracił przyczepność i uderzył w latarnię. Skutki były katastrofalne. Obaj policjanci odnieśli śmiertelne obrażenia. Piotr Jasiński zmarł jeszcze tego samego dnia, a jego kolega Piotr Naleśnik − po tygodniu walki o życie w szpitalu.
Maciej U. uciekł z miejsca zdarzenia. Został zatrzymany następnego dnia, jednak zaprzeczał wszelkim zarzutom. Twierdził, że nie zdawał sobie sprawy z obecności policji i że słuchał głośnej muzyki w samochodzie. W śledztwie przyznał się jedynie do przekroczenia prędkości.
Sąd skazał Macieja U. na 7,5 roku więzienia. Obrona wniosła apelacje
Proces sądowy rozpoczął się dopiero rok później. W 2001 roku Maciej U. został skazany na 7,5 roku więzienia za umyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Sąd uznał, że jego prowokacyjne zachowanie na drodze miało bezpośredni wpływ na przebieg wydarzeń. Wyrok ten był jednak tylko początkiem wieloletnich zmagań prawnych.
Obrona Macieja U. wniosła apelację, wskazując na braki w dowodach. W efekcie wyrok został uchylony, a sprawa wróciła do prokuratury. To był dopiero początek prawnej batalii, która trwała aż do 2013 roku. W tym czasie akta sprawy czterokrotnie wracały do uzupełnienia. Problemy z rekonstrukcją zdarzenia oraz sprzeczne opinie biegłych uniemożliwiały jednoznaczne ustalenie odpowiedzialności oskarżonego.
W 2013 roku, 15 lat po wypadku, sąd ostatecznie uniewinnił Macieja U., uznając, że brak jest wystarczających dowodów na jego winę. Mężczyzna, który spędził w areszcie ponad dwa lata, otrzymał od państwa zadośćuczynienie w wysokości 260 tysięcy złotych.
Rodzina Piotr Naleśnika nie poddała się i walczyła dalej. Jak czytamy na stronie Kancelarii Brokera Ubezpieczeniowego „Marshal”, po 22 latach od śmierci mężczyzny sąd przyznał rodzinie 640 tysięcy złotych odszkodowania. Ojciec policjanta nie doczekał tej chwili.
– Wiem, jak ważna byłaby to dla niego chwila i wiem też, że czekał na zwykłą ludzką sprawiedliwość do końca swojego życia. Żadne pieniądze nie zwrócą życia temu młodemu dzielnemu człowiekowi. Jednak być może zasądzone kwoty będą „karą” dla tych, którzy ludzie życie traktują z nieznośną lekkością doprowadzając do dramatu, który ciągnie się tak długo – powiedział w rozmowie z kancelarią reprezentujący rodzinę Maciej Kwiecień.
Rodzina drugiego policjanta dostała zaledwie 40 tysięcy złotych. – Nie chcemy tego ciągle odtwarzać. To zbyt wielki ból – mówił ojciec drugiego tragicznie zmarłego policjanta.
Źródło: gazeta.policja.pl