Wielkanoc dla rodziny pani Edyty z Żoliborza nie będzie w tym roku radosna. Gdy 11 marca w pożarze straciła dorobek życia, musiała zamieszkać z trzema córkami w jednej z podstawówek. Miało to być rozwiązanie tymczasowe, bo liczyła, że ubezpieczone mieszkanie uda się szybko wyremontować. Bardzo się myliła. - Straty wyniosły ponad 70 tysięcy zł, ale moja polisa była warta tylko 30 tysięcy zł.
Złożyłam wszystkie dokumenty i wykaz strat, bo chciałabym jak najszybciej zacząć normalne życie. Niestety, od ponad miesiąca nikt nie raczył się do tego ustosunkować - mówi załamana kobieta. Gdy dzwoniła do Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych TUZ, którego jest klientką, usłyszała, że musi uzbroić się w cierpliwość.
Przeczytaj też: Warszawa: Zapraszam na jarmark Wielkanocny!
- Nie wstrzymujemy się od wypłacania pieniędzy bez podstawy. Zgodnie z ustawą mamy na poinformowanie klientki 30 dni, ale jeśli doszło do przestępstwa, może to potrwać dłużej - tłumaczy Marcin Szeląg z TUZ. - W przypadku pożaru sprawa jest złożona. Jest możliwość, że ubezpieczyciel będzie czekać do końca postępowania w sądzie, żeby upewnić się, czy to my jesteśmy odpowiedzialni za wypłacenie odszkodowania - dodaje.
A do przestępstwa doszło ewidentnie, bo mieszkanie pani Edyty podpalił jej niezrównoważony adorator Tomasz M. (53 l.), który obecnie siedzi za to w areszcie. Niestety, pierwsza rozprawa w sądzie odbędzie się dopiero pod koniec maja. - Jeśli oni chcą tak długo czekać, to ja nigdy nie wrócę do domu. Chciałabym zapewnić moim córeczkom spokój. A teraz nawet nie mam gdzie ugotować im jajek na wielkanocny stół - żali się pani Edyta.