Jak przekazała nam podinsp. Elwira Kozłowska z komendy policji na Bielanach, Emil S. opuścił swoje mieszkanie w Warszawie 1 listopada we Wszystkich Świętych około 15.30. – Siostrze powiedział, że chce wyjechać. Od niej wpłynęło zgłoszenie o zaginięciu - powiedziała policjantka. Jak wynika z naszych nieoficjalnych ustaleń, mężczyzna dał rodzinie do zrozumienia, że chce zakończyć życie. Dlatego zaniepokojona nieobecnością brata siostra natychmiast powiadomiła policję. Do poszukiwań codziennie zaangażowani byli policjanci z Warszawy, lokalne ochotnicze straże pożarne, specjalistyczne grupy poszukiwawcze z psami tropiącymi i dronami, w ostatnim dniu dołączyły Wojska Obrony Terytorialnej. Przeczesywali metr po metrze lasy w okolicy Legionowa, gdzie mieszkała rodzina Emila S.
Akcja trwała w lasach Chotomowskich, a później w oddalonym o kilka kilometrów Orzechowie. Wciąż był sygnał jego telefonu.
- To dziwne, że przez tyle dni w środku lasu loguje się telefon i jeszcze się nie rozładował - mówił dziennikarzom „SE” jeden z członków ekipy poszukiwawczej. Była więc szansa, że mężczyzna żyje. Nadzieja prysła w piątek przed południem.
- Poszukiwany został odnaleziony. Niestety nie żyje - przekazał Marek Karpowicz z Sekcji Poszukiwawczo-Ratowniczej OSP RW Modlin.
Śmierć 25-latka pod Legionowem. Jak zginął Emil?
25-latek rozbił namiot w leśnych chaszczach w okolicy Orzechowa. Wszystko wskazuje na to, że popełnił samobójstwo. Otruł się gazem. Gdy ciało znaleźli policjanci, 25-latek miał głowę owiniętą reklamówką. Wokół leżały też resztki lekarstw. Jego telefon był podłączony do powerbanka, dlatego wciąż działał. Dlaczego 25-latek w tak dramatycznych okolicznościach zakończył życie? Sprawę będzie badać prokuratura.