- Polska, biało-czerwoni, kto nie skacze, ten jest z Grecji - to tylko niektóre z przyśpiewek, jakie niosły się wczoraj ul. Marszałkowską. Przez cały dzień dało się odczuć, że to ważny moment. Ozdobione flagami auta i mnóstwo fanów futbolu z różnych krajów na ulicach. Na Dworzec Centralny co rusz przyjeżdżały pociągi z kibicami. Tylko z Bielska-Białej przed południem w stolicy pojawiło się około 500 osób. Mnóstwo ludzi przybyło też do Warszawy ze Śląska i z województwa kujawsko-pomorskiego. W całym mieście zapanowało prawdziwe piłkarskie szaleństwo, a gdy wreszcie o godz. 18 na Stadionie Narodowym rozległ się pierwszy gwizdek, emocje sięgnęły zenitu. Drużyna naszego kraju wybiegła na murawę. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, aby stać się posiadaczami biletów na mecz, ale kibice pokazali, że dopingować naszych można praktycznie wszędzie.
Przed godz. 17 tłumy zaczęły ściągać do strefy kibica. Wczoraj miejsce to odwiedziło blisko 100 tysięcy osób.
- Nasi mężowie poszli na stadion, a my tutaj do strefy, ale i tak atmosfera jest naprawdę gorąca - mówi Beata Bodek (41 l.), która przyszła razem z koleżanką Anetą Szpoton (36 l.). Mnóstwo warszawiaków wybrało też puby. Tam specjalnie na tę okazję odpalono wielkie ekrany i telewizory. - Siedzimy tu ze znajomymi, popijamy piwo i mocno trzymamy kciuki za reprezentację Polski - mówi Adam Wojciak (28 l.), którego spotkaliśmy w pubie Champion.