Warszawska strefa kibica zaczęła się zapełniać już po godz. 10. W ciągu paru godzin ściągnęły do niej prawdziwe tłumy. Tuż przed pierwszym gwizdkiem po brzegi zapełniony był już cały plac Defilad i wszystkie stołeczne puby, a gdy spotkanie się zaczęło, kibice wpadli w szał. Wszyscy wpatrzeni w wielkie telebimy, śpiewali, skakali, wymachiwali szalikami i z całych sił trzymali kciuki za naszych. Jeszcze goręcej było na Stadionie Narodowym, który praktycznie cały zapełnił się fanami ubranymi w biało-czerwone barwy. Tam nasi piłkarze niesieni byli dopingiem blisko 55 tysięcy osób.
Szaleństwo po golu
Euforia ogarnęła wszystkich tuż po strzeleniu bramki przez Roberta Lewandowskiego (24 l.). W ciągu paru sekund tysiące gardeł wydało okrzyk szczęścia. Niektórzy w strefie kibica odpalili race. Potem fani futbolu głośno bili brawo i zaczęli skandować nazwisko bohatera. Nie kryli też szczęścia, gdy po faulu czerwoną kartkę zobaczył grecki zawodnik Sokratis Papastathopoulos. W drugiej połowie Grecy zaczęli jednak grać dużo lepiej i w 51. minucie strzelili gola Polakom. Wówczas kibice zamarli. Podobnie było, gdy bramkarz Wojciech Szczęsny (22 l.) opuścił boisko. Gdy jednak zmieniający go Przemysław Tytoń (25 l.) wybronił rzut karny, znowu wszyscy zaczęli szaleć. - Tytoń! Tytoń! - krzyczał tłum.
Po meczu
Po meczu kibice wcale nie poszli do domu. Ci, którym udało się kupić bilety na mecz na stadionie, przeszli mostem Poniatowskiego i dotarli do ronda De Gaulle'a. Stamtąd wielu poszło do strefy kibica. Inni do nocy maszerowali z flagami po mieście. - Dziękujemy! Dziękujemy! - wykrzykiwali. To dużo, biorąc pod uwagę, że Polacy tylko zremisowali...