Podejrzany mężczyzna sam przyznał się do winy. "Fryzjer" do tej pory kojarzony był głównie z Łodzią, ale jak się okazuje - atakował też w Warszawie i Przemyślu, do czego sam się przyznał. Nie wyjaśnił jednak, co go do tego motywowało. Zdradził tylko, że swoje "fryzjerskie" przybory trzymał w kosmetyczce wraz z kosmykami włosów swoich "ofiar".
Mężczyzna działał zawsze według podobnego schematu. Na "polowania" nosił ze sobą zielony plecak, w którym przechowywał nożyczki i inne akcesoria. Wchodząc do autobusu czy tramwaju, wybierał sobie "ofiarę" i siadał tuż za nią. Włosy obcinał w na tyle dyskretny sposób, że kilka pierwszych ofiar zorientowało się o tym dopiero po wyjściu z komunikacji. Mężczyzna nie działał jednak na tyle perfekcyjnie - 2 razy dał się złapać na gorącym uczynku.
Sprawą nietypowego "fryzjera" zajmuje się już łódzka prokuratura. Mężczyzna wedle prawa podejrzany jest obecnie o naruszenie nietykalności osobistej kobiet. Grozi mu nawet rok więzienia.