Mieszkańcy Pragi i Targówka czekali na ten dzień od trzech lat. Ale takich korków w al. Solidarności się nie spodziewali. Ci, którzy w piątek jechali od strony Marek do cerkwi, pukali się w głowę. - To jakiś absurd! - komentował Maciej Lipiec (24 l.), przedstawiciel handlowy. Wszystko przez nową organizację ruchu w al. Solidarności.
Do budynku dyrekcji PKP kierowcy mają do dyspozycji dwa pasy, a skrajny prawy to buspas. W połowie budynku buspas się kończy, ale zaraz zaczyna się nowy... na środku jezdni. Kierowcy autobusów jadący w kierunku Wisły, ale również ci, którzy chcą skręcić w Targową, wjeżdżając na niego, blokują pozostałym kierowcom nawet trzy z czterech pasów. Efekt był łatwy do przewidzenia.
Już od godz. 6 korki ciągnęły się aż od Targówka. Na miejsce ściągnięto pracowników ZTM i policjantów, którzy próbowali usprawnić przejazd. Nieco luźniej było dopiero po godz. 10.
Korki to wina... kierowców!
Stołeczny Ratusz nie czuje się winny. Jego zdaniem winni są m.in... kierowcy. - Kilku zostawiło swoje auta na pasie, który wcześniej był parkingiem, więc autobusy musiały mijać je pasem dla samochodów - mówi Bartosz Milczarczyk (34 l.), rzecznik miasta. A co z absurdalnym oznaczeniem na jezdni zatwierdzonym przez miejskiego inżyniera? - Autobusy muszą zmienić ten pas, żeby móc wjechać na trambuspas, który zaczyna się na wysokości cerkwi - mówi.
Zobacz: Warszawa: Targowa opóźniona przez światła
Ratusz przyznaje na szczęście, że zastanowi się nad przesunięciem "mijanki" i świateł w głąb al. Solidarności. To niejedyny drogowy bubel miejskiego inżyniera, który trzeba naprawiać po otwarciu ulic zajętych pod budowę metra. Wystarczy wymienić świecące się przed rondem ONZ przez zaledwie 35 sekund zielone światła czy utrzymanie zamknięcia w godzinach szczytu Trasy W-Z.
Tak naprawdę chyba czas na zmianę na stanowisku inżyniera.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail