Jak opowiada syn mężczyzny, najpierw o wypadku powiadomiono brygadzistę, właściciela, a ten dopiero po upewnieniu się, co się stało, wezwano pogotowie. Według jegowiedzy telefony i wzajemne powiadamianie zajęło 40 minut! Dopiero po tym czasie pan Paweł trafił do szpitala.