Włos na głowie się jeży na myśl o tym, co działo się za zamkniętymi drzwiami oddziału nerwic w Szpitalu Wojewódzkim w Garwolinie. 26 stycznia w nocy pielęgniarka dyżurna zauważyła, że kilku pacjentek nie ma w łóżkach. Gdy zajrzała do środka, zobaczyła na wpół roznegliżowane dziewczęta stłoczone w kącie pokoju. Zaskoczona zgłosiła sprawę kierownikowi oddziału. - Okazało się, że doszło tam do zachowań na tle seksualnym. Wyszło również na jaw, że podobna sytuacja miała miejsce miesiąc wcześniej - mówi Jolanta Zaklika, prezes szpitala. Te "zachowania" prokuratura określa jasno jako gwałt zbiorowy na 16-letniej Roksanie W. i 15-letniej Paulinie Z., którego inicjatorką była 17-letnia Anna. Przerażeni rodzice natychmiast zabrali ofiary ze szpitala, ale władze ośrodka czują się niewinne.
Czytaj: Warszawa. Pijacki rajd po Pradze
- Pacjenci, którzy do nas trafiają, to młodzież z ogromnymi zaburzeniami emocjonalnymi, często mocno zdeprawowana. Nie potrafią rozróżnić dobra od zła - bredzi szefowa szpitala, próbując zatuszować niekompetencje szpitalnego personelu i swoją własną. I jednocześnie przyznaje, że oddział jest monitorowany, ale... kamery są wyłączone. - Włączamy je tylko, gdy mamy sygnał, że w sali dzieje się coś niepokojącego. Tu takich sygnałów nie było - twierdzi pani prezes. - Mamy bardzo wykwalifikowany personel, który świetnie sobie radzi. Niestety, prowadząc taki ośrodek, trzeba się liczyć również z takimi sytuacjami. Nie mamy sobie nic do zarzucenia - twierdzi bezczelnie pani prezes. 17-latce, która zgwałciła młodsze koleżanki, grożą co najmniej 3 lata więzienia. Personel szpitala wciąż jest bezkarny.
Anna Makarewicz-Poszytek, szefowa Prokuratury Rejonowej w Garwolinie:
- Prowadzimy postępowanie wyjaśniające w sprawie gwałtów zbiorowych, do których doszło w Szpitalu Mazowieckim w Garwolinie, w którym pacjentki szpitala przemocą doprowadziły do obcowania płciowego inne małoletnie pacjentki placówki. Sprawdzamy również, czy doszło do zaniedbania ze strony personelu.