Zapach ulatniającego się gazu we wtorek i środę skutecznie sparaliżował metro na kilka godzin. Władze miasta podczas spotkań sztabu kryzysowego wykluczyły awarię lub wypadek. - Najprawdopodobniej ktoś celowo rozpylił tajemniczą substancję - przyznaje Bartosz Milczarczyk (34 l.), rzecznik Ratusza. Policja szuka sprawcy. Zabezpieczyła już zapis z monitoringu na stacjach metra. - Wstępna analiza nagrań nie wniosła na razie nic nowego do sprawy - przyznaje st. asp. Mariusz Mrozek (41 l.). Atak "gazowego terrorysty" udowodnił, jak łatwo można zatrzymać ruch w podziemnej kolejce, która codziennie przewozi ponad pół miliona pasażerów.
Zobacz: Metro znowu stoi. Sześć stacji zamkniętych, w tunelu czuć gaz.
Andrzej Mroczek, ekspert z Centrum Badań nad Terroryzmem w Collegium Civitas, przestrzega, że podobnych ataków może być wkrótce więcej. - Mało wskazuje na to, że był to chuligański wybryk. Incydent może być tylko preludium do znacznie większych wydarzeń i mieć związek z nadchodzącymi wyborami do europarlamentu i samorządu. Ktoś najwyraźniej testuje służby - komentuje.
Paweł Siedlecki z Metra Warszawskiego stara się studzić emocje. - Nad porządkiem na peronach czuwają funkcjonariusze służby ochrony metra i policjanci. Na każdej stacji znajduje się też sześć kamer, które rejestrują obraz. Podobnie jest w tunelach - mówi. Nagrania na bieżąco sprawdzają pracownicy centralnej dyspozytorni ma Kabatach. - Po zakończeniu budowy drugiej linii metra będą też monitorować bezpieczeństwo na tym odcinku - wyjaśnia Paweł Siedlecki. Jak przyznaje, władze metra nie mają na razie zamiaru instalowania na stacjach dodatkowych czujników, które wychwyciłyby np. gaz. - Na razie nie ma takich planów. To świeża sytuacja. Jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym decydować - tłumaczy.