„Super Express”: Jak zdrowie?
Wojewoda Konstanty Radziwiłł: Dziękuję. Nie pracuję zdalnie, przychodzę do urzędu, podobnie jak większość moich pracowników, ale część osób pracuje w trybie zdalnym, dbamy o zachowanie reżimu sanitarnego.
Czy w 2019 roku rząd PiS wiedział, że będzie epidemia?
A dlaczego miał wiedzieć?
Bo powołał lekarza na wojewodę na Mazowszu. A to tutaj zakażonych jest najwięcej i walka z epidemią jest największych wyzwaniem.
W ubiegłym roku nikt o epidemii nie mógł wiedzieć. Ale jest nas dwóch - także wojewoda świętokrzyski jest lekarzem. Wykształcenie medyczne na pewno ułatwia nam zrozumienie obecnej sytuacji, ale generalnie wojewodowie mają jasno określone kompetencje, niezależnie od wykształcenia. Ja od lat zajmuję się organizacją ochrony zdrowia, niektóre przepisy tworzyłem jako Minister Zdrowia, niektóre współtworzyłem, więc mam większą wiedzę z tego obszaru, niż ktoś, kto lekarzem nie jest. Ale zakres zadań wojewody jest bardzo szeroki . Nikt raczej nie może być specjalistą w tych wszystkich dziedzinach. Wojewodowie zajmują się m.in. zarządzaniem kryzysowym. A więc w wielu sytuacjach - powodzi, czy epidemii, trzeba podejmować stanowcze decyzje i opanowywać kryzys.
Opanujemy koronawirusa? Panuje pan nad sytuacją na Mazowszu? Czy to wszystko wymknie się spod kontroli a ludzie będą umierać w domach lub w drodze do szpitala?
Oczywiście, że panujemy nad sytuacją. Ona jest trudna. Ale tworzenie atmosfery, że służba zdrowia nie daje rady, jest nieuprawnione. My naprawdę dajemy sobie radę lepiej niż wiele innych krajów. Na przykład Szwecja ma dziś 8 razy więcej zgonów niż u nas.
Boi się pan tej choroby?
Walkę z covid-19 powinniśmy traktować jako wyzwanie. Jako urzędnik nie chcę myśleć o epidemii przez pryzmat strachu. Nie jest on dobrym doradcą. Trzeba zdroworozsądkowo podejmować konkretne decyzje. Na przykład ostatnio wsparłem bardzo silnie sanepid. Blisko 30 pracowników urzędu wojewódzkiego zostało oddelegowanych do pomocy do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie.
Więc wreszcie będzie łatwiej dodzwonić się do sanepidu? Bo kontakt z tą instytucją to jest rzeczywiście dramat.
To prawda, że ten kontakt bywa utrudniony. Staramy się pomóc. Jednak nie chodzi tylko o odbieranie telefonów, a bardziej o prowadzenie komunikacji z osobami zakażonymi i osobami, na które nakłada się obowiązek kwarantanny. Bardzo dużo osób trzeba poinformować, wypytać. I tu pomagają urzędnicy.
Jest też ostatnio sporo decyzji dotyczących sfery medycznej, przekształcania szpitali czy niektórych oddziałów w dedykowane do leczenia covid.
Staramy się nadążać za zwiększającą się liczbą chorych. Ale tylko trochę, by nie marnować zasobów będących do dyspozycji pozostałych pacjentów. W ciągu weekendu na Mazowszu o 200 zwiększyła się liczba łóżek covidowych - najwięcej w Radomskim Szpitalu Specjalistycznym, otwieramy też oddział covidowy w Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.
Jednak w Warszawie ostatnie decyzje dotyczące szpitali spotkały się ze sporymi kontrowersjami. Dedykował pan covidowcom oddział geriatrii w Szpitalu Wolskim – skończyło się odwołaniem i protestem seniorów. Kolejna decyzja o przekształceniu Czerniakowskiego – znów awantura zakończona odwołaniem kierownictwa szpitala. Jak zapadają te decyzje? Czym się Pan kieruje?
Wszystkie decyzje zapadają w uzgodnieniu z władzami Warszawy. Staramy się dostosowywać te decyzje do możliwości danego szpitala. Nie uważam, żebyśmy popełnili jakiś błąd w przypadku szpitala Wolskiego. Ale właśnie w związku z problemami organizacyjnymi, które zgłosiła dyrekcja szpitala, zaakceptowałem zmianę. Mimo wcześniejszych ustaleń z dyrekcją placówki nie będzie tam 36 łóżek covidowych, a tylko 10.
Zmieni Pan również zdanie co do szpitala Czerniakowskiego? Odwołana dyrekcja placówki przy Stępińskiej przekonuje, że nie da się w tym budynku wydzielić części dla covid i bez covid.
Na podstawie wcześniejszych rozmów z przedstawicielami miasta stołecznego nałożyłem na szpital przy Stępińskiej obowiązek przekształcenia oddziału internistycznego. Prezes szpitala - już teraz były - nie wykonał mojej decyzji…
Chyba lepiej byłoby przekształcić całą placówkę niż wydzielać drogi sanitarne w ciasnym szpitalu?
W pierwszej kolejności przekształciliśmy oddział wewnętrzny. Jednak na wniosek władz Warszawy po analizie przychyliliśmy się, aby przekształcić cały szpital w dedykowany pacjentom COVID -19. Wierzę, że uda się przezwyciężyć problemy związane z zarządzaniem tym szpitalem, które docierały do mnie z wewnątrz tej placówki. Jak słyszałem, wewnątrz szpitala występowały liczne zakażenia covidem i personelu i pacjentów. W szpitalu MSWiA na Wołoskiej i w Szpitalu Zakaźnym na Wolskiej praktycznie nie ma zakażeń. To pokazuje, że można bezpiecznie zajmować się tymi chorymi. Mam nadzieję, że ta sytuacja w Szpitalu Czerniakowskim się również unormuje.
Przekształcanie kolejnych szpitali powoduje, że zabieramy łóżka chorym pacjentom a nie tworzymy nowych. Co ze szpitalami polowymi? Dlaczego nie wykorzystać w Warszawie choćby Szpitala Południowego, który stoi gotowy ale nieużywany czy pensjonatów na Mazowszu?
W pierwszej kolejności trzeba było sięgnąć po miejsca, które były do uruchomienia. Ale oczywiście w przesuwaniu łóżek jest jakaś granica, której nie możemy przekroczyć.
Gdzie jest ta granica? 50 proc? 30 proc?
Dziś mamy na Mazowszu 1,5 tys. łóżek dedykowanych pacjentom z Covid – 19, a wszystkich łóżek szpitalnych na Mazowszu jest 38 tys. Więc do 50 proc., o których pani mówi, jeszcze daleko. Ale ja oczywiście nie chcę dążyć do takich proporcji! Dziś już też wiadomo, że szpital tymczasowy powstanie na Stadionie Narodowym i tam przybędzie na razie kilkaset łóżek. Będziemy przygotowywać kolejne decyzje dotyczące bazy medycznej. Pewnym rozwiązaniem mogą być szpitale modułowe… Na pewno nie będziemy stawiać wojskowych namiotów.
Dziś stoją prawie przed każdym szpitalem. A co będzie zimą?
Namioty straży pożarnej będziemy wymieniać zimą na solidne ogrzewane kontenery. Trzeba w ten sposób wyposażyć około tysiąc szpitali w całej Polsce. Zajmie się tym Agencja Rezerw Materiałowych. Szpitale w Warszawie również otrzymają takie zaplecze. Staramy się być o krok przed epidemią. I na razie nam się to udaje. Pacjenci są otaczani odpowiednią opieką medyczną.
Nie wstrząsnęła Panem śmierć ratownika z Garwolina, który zmarł, bo nie było dla niego miejsca w szpitalu?
Z dotychczasowych informacji wynika, że wbrew podawanym informacjom ratownicy medyczni udzielili natychmiastowej pomocy, a pacjent został przewieziony do najbliższego szpitala, w którym został objęty intensywną opieką medyczną. Jednak w związku z tym, że pojawiły się informacje o tym, że inne placówki odmówiły wcześniej pomocy - okoliczności tego zdarzenia są wyjaśniane, ponieważ w tym dniu szpitale deklarowały w raportach wolne miejsca dla pacjentów z COVID-19. Kontrole w tych placówkach przeprowadzi NFZ. Koordynator ratownictwa medycznego to oczywiście element urzędu wojewódzkiego i zdecydowałem o wzmocnieniu tej struktury tak, aby uniknąć kilkugodzinnych kolejek karetek przed szpitalami i transporty odbywały się jak najbardziej płynnie. Wojewódzki Koordynator Ratownictwa Medycznego wspiera zespoły ratownictwa w sytuacjach trudnych, spornych – gdy szpitale odmawiają przyjęcia pacjenta.
Słyszał Pan nagrania z dyspozytorni warszawskiego pogotowia ratunkowego: „Nie ma miejsc”, „Nie mam gdzie cię pokierować”, „Mam zostawić pacjenta pod drzwiami?!”, „Możecie się wepchać na nielegalu”… Co to ma być?
To są połączone, wyjęte z kontekstu wypowiedzi, ale one naprawdę nie świadczą o tym, że to jest coś dotąd niespotykanego. Oczywiście mamy do czynienia ze spiętrzeniem tych sytuacji, ponieważ mierzymy się z sytuacją kryzysową, czyli epidemię. I od tego są dyspozytorzy i koordynator wojewódzki, aby w razie konieczności rozwiązywać problemy i rozstrzygać spory, gdzie jest najlepsze miejsce dla pacjenta. Zresztą w tym nagraniu jest też fragment dowodzący skutecznej koordynacji przez wojewodę.
Jeden ze sporów zakończył się słowami: „wieźcie pacjenta do Orłowskiego. Nie kłócić się. Decyzja wojewody.” I naprawdę jest tak źle, że wojewoda musi sterować ręcznie tym systemem, by karetka znalazła miejsce dla pacjenta, którego wiezie?
Przez wiele lat pracowałem w pogotowiu ratunkowym i przez 7 lat jeździłem karetką. Wiem, że takie problemy pojawiały się zawsze, nie tylko w trakcie epidemii. Interwencje na izbach przyjęć czy SOR-ach traktuję jako wyzwania, a nie problemy nie do przekroczenia. Ten ostatni przykład, który pani przytacza, świadczy wbrew pozorom o tym, że ten mechanizm działa. Może się zdarzyć, że nie zawsze jest to szpital najbliżej pacjenta. Ale pamiętajmy, że w dzisiejszych czasach w karetce pacjent również podlega opiece medycznej, ratownicy są do tego świetnie wykwalifikowani. Kryzys ma to do siebie, że jest nieprzewidywalny. I chodzi o to, żeby radzić sobie i znajdować rozwiązania na bieżąco. Staramy się być o krok przed epidemią. I na razie nam się to udaje.
Rozmawiała Izabela Kraj