Pół Warszawy boi się remontu wiaduktów Trasy Łazienkowskiej przy Agrykoli jak końca świata, choć tak naprawdę zamknięte ma być raptem pół kilometra Trasy Łazienkowskiej. Kierowcy wpadają w panikę. „Powiedzcie, jak to ominąć?!” - to najczęściej zadawane ostatnio pytanie dziennikarzom zajmującym się drogami i inwestycjami w Warszawie. A dobrej odpowiedzi nie ma, bo nie ma dobrej drogi na ominięcie. Komunikacja między Pragą, Śródmieściem i Mokotowem będzie kulała przez dwa lata, albo i dłużej… Bo jeśli od strony Mokotowa wybierzemy przejazd Siekierkowskim, wpadniemy w korek w Dolince Służewieckiej, jeśli ruszymy tunelem POW - utkniemy o poranku w korku na Wale Miedzeszyńskim, a jeśli od strony Żoliborza wybierzemy Wisłostradę, to tam wodociągowcy przez trzy najbliższe miesiące będą nas raczyć zwężeniem z powodu budowy kolektora. I tak źle i tak niedobrze. Najlepiej przesiąść się do autobusów i tramwajów. Szybciej niż samochodem pewnie nie będzie, ale na pewno bardziej przewidywalnie – tramwaj w korkach nie stoi i jak ma jechać 40 minut przez miasto, to tak jedzie. A autobusy będą miały 38 kilometrów nowych buspasów, więc też - miejmy nadzieję - pojadą zgodnie z rozkładami.
Tym, co na korki narzekają, aż chce mi się odpowiedzieć słowami z kultowego serialu „Sami swoi”: - „A ty co taki zmartwiony, był czas przywyknąć przecie”. Najlepiej zatem przywyknąć.
Co nie zmienia faktu, że remont Trasy Łazienkowskiej uważam za głupi. Najbardziej denerwuje mnie tylko jedno: bezmyślność. Irytuje, że stołeczni urzędnicy nie planują perspektywicznie, kompletnie nie szanują czasu warszawiaków i wystawiają ich cierpliwość na wielką próbę. Bo gdy skończy się armagedon związany z wiaduktami nad Myśliwiecką i Górnośląską, trzeba będzie remontować... wiadukty przy Saskiej. One też się sypią. Gdy zatem przeżyjemy utrudnienia po stronie śródmiejskiej, zaczną się po stronie praskiej.
A to oznacza kolejne dwa lata utrudnień na Łazienkowskiej! To już razem cztery – a doliczając spodziewane opóźnienia z z powodu „niespodziewanych” kłopotów (epidemia, pogoda czy załamanie na rynku pracy) – nawet pięć lat. Czy naprawdę nie można było warszawiakom zafundować tej komunikacyjnej katorgi za jednym zamachem? Nie przyjmuję do wiadomości argumentu urzędników, że brakuje pieniędzy. W 21-miliardowym budżecie Warszawy może zabraknąć pieniędzy na bezpłatne zajęcia w domu kultury (bo na nie instytucja może znaleźć sponsora), ale nie na duże inwestycje w infrastrukturę!
Po prostu odpowiednio wcześniej ktoś w ratuszu (ewentualnie w Zarządzie Dróg Miejskich czy innym warszawskim tworze odpowiedzialnym za bieżące utrzymanie dróg), nie pomyślał, że warto by było remonty na trasie po stronie praskiej i śródmiejskiej przeprowadzić jednocześnie. Tak samo, jak przy remoncie Mostu Łazienkowskiego po pożarze ktoś nie pomyślał, by jednocześnie z odnowieniem mostu wykonać wtedy remont wiaduktów. Urzędnicy, myślcie! Błagam!
Izabela Kraj
Zobacz zdjęcia po zamknięciu jednego z wiaduktów Trasy Łazienkowskiej:
Przeczytaj także inne felietony z cyklu "Kraj o Warszawie":
Prawda o podwyżce pensji Trzaskowskiego