Wojewoda mazowiecki Jacek Kozłowski (52 l.) twierdzi, że nowy system całodobowych dyżurów funkcjonuje bardzo dobrze i nie ma do niego zastrzeżeń. W szpitalach nie ma tłoku ani tym bardziej kolejek. Pacjenci jednak są innego zdania. - Wcale nie jest nam lepiej! - mówią zdenerwowani ludzie. Czekanie na przyjęcie przez lekarza na urazówce nadal trwa kilka godzin.
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Krakowska zatrzymana przez dziurę
System dyżurów ortopedyczno-urazowych, w którym dyżury pełni każdy szpital mający taki oddział, działa od miesiąca. Urzędnicy wojewódzcy są bardzo zadowoleni z tego, jak pracują szpitale. - System działa, a na dokładne wnioski jest jeszcze za wcześnie - mówi Michał Borkowski, pełnomocnik wojewody ds. ratownictwa medycznego. - Szpitale weryfikują obsadę lekarską w zależności od obłożenia - dodaje.
Okazuje się jednak, że niektóre lecznice nadal przeżywają oblężenie, bo zupełnie nie są dostosowane do przyjęcia takiej liczby pacjentów. Jak w przypadku szpitala przy ulicy Lindleya, gdzie jest natychmiast konieczna weryfikacja obsady lekarskiej.
Mimo to wojewoda mazowiecki jest dumny z tego, że wszystkie szpitale urazowe pracują non stop. Co ciekawe, zapewnia, że nie ma w nich kolejek pacjentów. - To izby przyjęć czekają na pacjentów, a nie pacjenci na przyjęcie - uważa wojewoda Jacek Kozłowski. - System się sprawdza i nie będziemy od niego odstępować. Jeżeli są jakieś błędy, to tylko organizacyjne, które są do wyeliminowania przez pracę szpitali, którym zresztą będziemy w tym pomagać - mówi zadowolony.
Patrz też: Warszawa: Pół roku w kolejce do lekarza!
Okazuje się jednak, że w szpitalach nie jest tak różowo, jak próbuje przedstawić to wojewoda. - Ja czekałam dwie godziny na przyjęcie przez lekarza - denerwuje się Dagmara Przybysz (26 l.), która jeżdżąc na łyżwach, skręciła staw skokowy. - A teraz czekam już godzinę na założenie gipsu. Trzy godziny to sporo czasu, jeśli uraz bardzo boli - krzywi się obolała dziewczyna.
Urzędnicy, zamiast się cieszyć, porozmawiajcie lepiej z pacjentami!