6 kwietnia wokalista źle się poczuł. Miał skurcze w klatce piersiowej, uporczywy kaszel i duszności. Zadzwonił do lekarza rodzinnego po pomoc. - Poinformowałem go o objawach i poprosiłem o leki. Doktor powiedział, że wszystkie przesłanki wskazują na koronawirusa i musi powiadomić sanepid. Poprosił, bym przyszykował się na przyjazd karetki. Zaraz potem przyszli po mnie ratownicy w specjalnych kombinezonach – opowiada muzyk. Trafił do szpitala zakaźnego na Wolskiej. Pielęgniarka pobrała mu wymaz z gardła i z obu dziurek nosa.
- Pierwszy ten bodajże "real time" był po dwóch godzinach i... boom... rozpoznanie: COVID-19 – mówi nam Damian Krysztofik. Nie wie, gdzie mógł się zarazić. Lekarz z zakaźnego zdecydował jednak, że obejdzie się bez hospitalizacji. - Powiedział, że mój organizm jest młody i silny. Zapytałem, jak mam wrócić do domu na Wilanów. Usłyszałem, że… piechotą, bo jest piękna pogoda – dodaje Damian. Choć to prawidłowa procedura (lekarze mogą podjąć decyzję o wypuszczeniu pacjenta, byle tylko nie wracał komunikacją miejską), zszokowany Nef zadzwonił po taksówkę. Uprzedził dyspozytora, że jest zarażony. Kierowca przyjechał zabezpieczony.
Wczoraj jednak stan Damiana się pogorszył. Karetka zabrała go do szpitala na Wołoską. - Jestem cały czas pod nadzorem lekarzy. RTG płuc wyszło złe i zostaje na oddziale. Radzę Wam, warszawiacy, zostańcie w domach! To nie są żarty - apeluje.