Służby ratunkowe nadal czuwają, ale poziom Wisły zmniejsza się z godziny na godzinę. Wczoraj o godz. 13.30 stacje IMiGW wskazywały 723 cm. Władze miasta postanowiły jednak na wszelki wypadek przedłużyć zakaz wjazdu na Wał Miedzeszyński. Główna arteria prawobrzeżnej Warszawy zostanie otwarta w sobotę o godz. 6, ale tylko dla pojazdów lżejszych niż 3,5 tony. Od dziś za to normalnie będą pracować szkoły, zamknięte na czas przechodzenia przez miasto fali kulminacyjnej.
Życie w stolicy, a tym bardziej w pobliżu rzeki wróci jednak do normy za dobrych kilka dni. Z terenów zalewowych, podtopionych łąk, wielu prywatnych posesji i miejskich nadbrzeży zejść musi naprawdę sporo wody. Wystarczy sobie wyobrazić różnicę między normalnym poziomem Wisły a 750 cm, które odnotowano środowej nocy. Jak mówi Marianna Sasim, główny hydrolog Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, uśredniony stan wody w rzece w normalnych warunkach pogodowych wynosi 231 cm. Różnica jest więc kolosalna!
O dziwo, różnica poziomów może być jeszcze większa. - Podczas suszy w 1992 roku nasze wskaźniki przy moście Świętokrzyskim pokazały zaledwie 68 cm - przypomina Marianna Sasim. Jak mówi, takie wahania to nic dziwnego. - Takie są prawa natury - tłumaczy. Na poziom wody w Wiśle może wpłynąć wiele czynników, przede wszystkim opady. Przykład? W 2006 roku, gdy Polskę dotknęła klęska suszy, rzeka w stolicy ani drgnęła, bo na południu kraju padał deszcz.