Rodzinna tragedia na Mazowszu
Pan Ryszard obawiał się, że z rosnącej na jego polu ogromnej wierzby najbliższa wichura oderwie konary od pnia i będą one zagrożeniem dla osób poruszających się drogą tuż obok. O pomoc w ich usunięciu poprosił brata Tadeusza (†36 l.), który odwiedził go w gospodarstwie. Mężczyźni obcięli najpierw kilka długich gałęzi. Wtedy okazało się, że pień potężnego drzewa w środku jest całkiem spróchniały. Postanowili więc, że zetną wierzbę całkiem, by już więcej nie straszyła i nikomu nie zagrażała. Mężczyźni piłą spalinową podcięli pień dookoła.
- Drzewo nie chciało się przewrócić, bo długość ostrza piły była zbyt mała w porównaniu do średnicy drzewa - opowiada nam pan Ryszard. - Zaczepiliśmy więc stalową linę u góry pnia i pociągnąłem traktorem. Dzięki Bogu drzewo przechyliło się i wystarczyło dociąć piłą w jednym miejscu, by całkiem runęło na ziemię. Tadek krzyknął, że on to już załatwi - dodaje mężczyzna.
Potężna wierzba runęła na braci, jeden stracił zęby, drugi życie
Podczas docinania ostatniego fragmentu pnia, drzewo nagle runęło na braci! Starszy z nich oberwał w twarz. Zalał się krwią i wypluł cztery zęby. Młodszy padł na ziemię przygnieciony potężnym pniem! - Wyciągnąłem Tadzia spod drzewa. Był przytomny, przeklinał wniebogłosy. Skarżył się na pieczenie w brzuchu - mówi pan Ryszard. Jego brat od razu trafił do szpitala. Niestety, lekarze przegrali walkę o jego życie. 36-latek zmarł po 24 godzinach. Spoczął na cmentarzu w Wyszkowie.
Panu Ryszardowi trudno pogodzić się z tragiczną śmiercią brata. - Nie mogę sobie darować, że poprosiłem Tadzia o pomoc. On mieszkał w mieście i rzadko robił coś w gospodarstwie - rozpacza 38-latek.
Listen on Spreaker.