Chory na grypę 70 – latek przyszedł na stację paliw przy ul. Grochowskiej po leki na przeziębienie. - Poszedłem na stację w nadziei, że kupię leki i wrócę szybko do domu. Na miejscu okazało się, że terminal jest zawieszony, stacja niby nieczynna, a ekspedientką udaje, że sprząta. Poprosiłem panią za ladą, żeby sprzedała mi GRIPEX i coś na ból gardła, bo źle się czuję. Ale młoda dziewczyna powiedziała, żebym poszukał sobie Żabki– tłumaczy mężczyzna. Ledwo żywy emeryt poszedł szukać sklepu. - Wyszedłem wkurzony z tej stacji i poszedłem go szukać. W końcu znalazłem i kupiłem to co chciałem- dodaje zbulwersowany. Chwile później staruszek ponowienie wrócił na stację, żeby prosić o szklankę ciepłej wody. Ale jak twierdzi mężczyzna wywiązała się awantura.
- Wróciłem na stację i poprosiłem o szklankę ciepłej wody, bo chciałem szybko wypić lek. Nagle słyszę, że nie dostanę wody, bo kubek kosztuje i muszę za niego zapłacić. Czegoś tu nie rozumiem. Za kubek chciała pobrać pieniądze, a gdy prosiłem o lek to odmówiła mi sprzedaży- mówi zszokowany mężczyzna. W końcu po krótkiej pyskówce druga kobieta wyniosła z zaplecza ciepłą wodę. - Jak to jest, że jeden człowiek potrafi z sercem podejść do drugiego człowieka, a drugi ma go po prostu w nosie- zastanawia się emeryt.