To były tragiczne dwa dni. Pierwsza makabra miała miejsce w środę (26 stycznia). Kilka minut po godzinie 16, na ulicy Dolnej na Mokotowie, autobus miejski linii 141 jadący w kierunki Witolina, potrącił mężczyznę w rejonie przystanku Konduktorska. Poszkodowany upadł na jezdnię i został wciągnięty pod pojazd. - Z nieznanych przyczyn mężczyzna znalazł się z prawej strony przed pojazdem. Kierowca nie widząc go, rozpoczął manewr wyjazdu z zatoczki. Pieszy wpadł pod koła autobusu - poinformowała "Super Express" mł. asp. Iwona Kijowska z policji na Mokotowie.
Strażacy musieli użyć ciężkiego sprzętu hydraulicznego, by wydostać go spod autobusu. Ciężko ranny mężczyzna trafił do szpitala. Niestety, jego życia nie udało się uratować. W chwili tragicznego wypadku kierowca pojazdu miejskiego był trzeźwy.
Dzień później, w czwartek (27 stycznia) doszło do kolejnej masakry z udziałem pojazdu komunikacji miejskiej. W godzinach popołudniowych, na wysokości ulicy bartniczej, kobieta wpadła pod tramwaj linii nr 4. Poszkodowana w jednej chwili znalazła się pod pojazdem. By wyciągnąć ją spod tramwaju, na miejsce musiał przyjechać specjalistyczny dźwig. Niestety kobieta nie przeżyła.
Tego samego dnia w miejscowości Rybie (pow. pruszkowski) w rejonie skrzyżowania ulic Na Skraju i Okrężnej samochód osobowy zdarzył się z autobusem podmiejskim linii 61. Na szczęście w chwili wypadku w autobusie nie było pasażerów. Zarówno kierowca autobusu, jak i osobowego citroena, trafili do szpitala. Jak podaje TVN24, kobietę kierującą osobówką przebadano na miejscu alkomatem. Była ona trzeźwa. Z kolei stan trzeźwości kierującego autobusem zostanie sprawdzony po zbadaniu jego krwi w szpitalu.