Po godz. 17 na ursynowski bazarek przy ul. Płaskowickiej wbiegł pobudzony 30-latek. Przy stoisku z warzywami zażądał pomidora. Kiedy sprzedawczyni odmówiła, chwycił ją i zaczął okładać pięściami po głowie. Kobieta padła na ziemię i zalała się krwią. Przerażony mąż rzucił się kobiecie na ratunek, wtedy napastnik i jego kilkoma ciosami powalił na ziemię. Potem ruszył na kolejne stoiska i w szale tłukł kolejne przypadkowe ofiary.
To było straszne! Ten człowiek atakował niewinnych ludzi. Był w jakimś amoku. Krzyczał, że jest mistrzem, który walczy w klatkach, a to jego trening - opowiada „Super Expressowi” jeden z kupców.
Ludzie widząc co się dzieje, wezwali policję. Jeszcze zanim funkcjonariusze dotarli na miejsce, bandzior zdążył zdemolować kolejny sklepik i pobić jego właścicieli: panią Ewę i Jerzego. - Zaczął się awanturować i uderzył mnie dwa razy pięścią w twarz, aż upadłam na ziemię – mówi Ewa Grodecka (66 l.).
Jerzy Grodecki (66 l.), mąż pani Ewy, próbował ją bronić. Wtedy napastnik chwycił butelkę z piwem i rozbił mu nią głowę. Zakrwawionemu mężczyźnie udało się jednak wypchnąć furiata ze sklepu. Na zewnątrz kupcy z trudem unieruchomili go taśmą klejącą i przekazali policji.
Pewnie by nas tu zatłukł, gdybym go nie wyrzucił - wspomina ten atak mąż pani Ewy.
30-latek trafił do aresztu i odpowie za pobicie 10 osób.
Polecany artykuł: