Horror pod Węgrowem. Pan Stanisław wyszedł z domu i nie wrócił
Towarzyskie spotkanie dwóch starych kumpli Stanisława W. (†74 l.) z Wąsoszy i Edwarda S. (70 l.) z pobliskich Filipów przerodziło się w straszliwą jatkę. Gdy koledzy nie mogli się porozumieć, co do dalszego finansowania libacji, w ruch poszła siekiera.
Mieszkańcy gminy Wierzbno są zszokowani zdarzeniem. Dobrze znali obu starszych panów i nigdy nie spodziewaliby się, że dojdzie między nimi do krwawych porachunków.
Wszystko zaczęło się 5 lutego, kiedy to Stanisław W. nie mówiąc dokąd idzie wyszedł z domu, w którym mieszkał z bratową. Gdy długo nie wracał, córka szwagierki następnego dnia powiadomiła policję o zaginięciu wujka.
Czytaj dalej pod materiałem wideo.
![Super Express Google News](https://cdn.galleries.smcloud.net/t/galleries/gf-AdoB-4fwi-WKnx_super-express-google-news-664x442-nocrop.jpg)
Policja szukała go dwa dni. Ciało znaleźli w studzience
Rozpoczęły się poszukiwania Stanisława W. Na podstawie monitoringu na wiejskim sklepie ustalono, że Stanisław spotkał się z Edwardem S. po czym obaj udali się do domu Edka.
Penetrując teren przy domu Edwarda S. śledczy ujawnili ślady krwi na drodze prowadzącej do opuszczonej posesji i studni przykrytej eternitem. Gdy unieśli eternit zobaczyli leżące na dnie studni zwłoki poszukiwanego Stanisława.
Odpowie za zabójstwo kolegi. Zabił, bo nie miał na flaszkę
Podejrzewany o zabójstwo kolegi Edward S. został zatrzymany. Podczas przesłuchania przyznał się do zabójstwa i wyraził skruchę. Powiedział, że podczas picia wódki w jego domu doszło miedzy nimi do sprzeczki o pieniądze. Wtedy chwycił siekierę i uderzył nią kilka razy dobrze podciętego kolegę.
– Kiedy sprawca upewnił się, że Stanisław W. nie żyje, przewiózł jego zwłoki na teren opuszczonej posesji i wrzucił je do pustej studni – informuje Krystyna Gołąbek z prokuratur Okręgowej w Siedlcach. – Na ciele pokrzywdzonego stwierdzono liczne rany cięte i ranę rąbaną szyi. Edward S. został osadzony w 3-miesięcznym areszcie tymczasowym. Usłyszał zarzut zabójstwa - dodaje.
Stasiek był spokojny, nikomu nie wadził
– Stasiek mieszkał ze mną po śmierci mojego męża, a jego brata. Żył z renty, imał się różnych robót, by dorobić. Nie był awanturny, wszystkim ustępował – mówi pani Zofia S. (61 l.), szwagierka denata. – Na pewno to nie on zaczął, a ten zbój pewnie jeszcze go okradł – ociera łzy.