Tabliczka z napisem „Halik. 2009–2019. Na zawsze w naszych sercach” umieszczona przy ogrodzeniu na podwórku posesji w niewielkim Skrzeszewie pod Serockiem to pamiątka po tragedii z 2 października.
– Tego dnia z rana teść wypuścił na podwórko nasze dwa sznaucery miniaturowe. Po kilku chwilach usłyszał przeraźliwy pisk. Wybiegł z domu i zobaczył Halika we krwi. Leżał przy ogrodzeniu, już nie żył... A po naszym podwórku biegał w amoku wielki pies sąsiadów i próbował upolować naszego drugiego sznaucera. Teść zaczął krzyczeć wniebogłosy i jakimś cudem go przegonił – relacjonuje Damian Głogowski (27 l.), właściciel sznaucera. Teść pana Damiana przekonuje, że agresor uciekł przez dziurę w ogrodzeniu, którą wygryzł. – Nie zauważyliśmy wcześniej tej dziury, bo mamy gęste tuje. Nie sądziliśmy też, że nowi sąsiedzi są tak nieodpowiedzialni, że puszczają takie duże psy luzem – mówi Janusz Dąbrowski (49 l.).
PRZECZYTAJ TAKŻE: Makabryczne odkrycie na przystanku tramwajowym! Pasażerowie znaleźli ZWŁOKI
Sprawa trafiła na policję. Sąd Rejonowy w Legionowie nakazał właścicielce mastifów zapłatę mandatu 500 zł oraz 100 zł kosztów sądowych. Kobieta odwołała się od wyroku. Dwa rosłe mastify – ciemny i beżowy – rzeczywiście budzą grozę, gdy podbiegają do ogrodzenia. Ich właściciele niedawno się wprowadzili, dom jest w trakcie budowy.
W rozmowie z „Super Expressem” przekonują, że psy biegają luzem tylko po posesji. – Sąsiad też nie jest święty. Sprawa jest w sądzie. To on rozstrzygnie o winie – stwierdza właścicielka mastifów. I nie chce więcej komentować zagryzienia sznaucera ani obaw sąsiadów.
– A ja się boję, że te psy zrobią krzywdę dzieciom. Z niepokojem obserwowaliśmy, jak ta kobieta chodzi z tymi psami bez smyczy i kagańca. To skrajna nieodpowiedzialność – denerwuje się Aneta Chmielewska-Pisiewicz (37 l.), mieszkanka Skrzeszewa.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Widziałeś tych mężczyzn? Natychmiast zgłoś się na policję