Uwierzyłem, że kilkaset tysięcy podpisów sfrustrowanych warszawiaków na dłużej skłoni ją do dialogu z mieszkańcami. Wczorajszy poranek bezlitośnie obnażył moją naiwność. Gdy jak co dzień przemierzałem Modlińską, utknąłem w gigantycznym korku. Utknęły w nim również niemal cała Białołęka, Targówek, Praga i tysiące kierowców jadących Trasą AK.
A wszystko za sprawą zamknięcia dwóch pasów przy moście Grota. Zamknięcia, które zaskoczyło wszystkich. Bo nikt, ani GDDKiA, ani ktokolwiek z Ratusza, nie poinformował, że od wtorku czeka nas Armagedon. Nie ustawiono żadnych tablic informacyjnych, żadnych znaków, nie poproszono drogówki o pomoc. Nie uprzedzono kierowców, że mają szukać alternatywnych tras.
Patrz: Hubert Biskupski: Referendum, które wszyscy wygrali
Odpowiedź na pytanie, dlaczego Ratusz tego wszystkiego nie zrobił, wydaje się dość oczywista. Bo musiałby zacząć informować o planowanych utrudnieniach jeszcze przed niedzielnym referendum, więc mogłoby to przesądzić o losie pani prezydent. Po co informować, po co mówić prawdę, skoro przez to można stracić stołek?!
Wbrew słowom pani prezydent mieszkańcy Warszawy nie są więc przez nią traktowani jak partnerzy i współgospodarze, ale jak frajerzy, potrzebni tylko w dniu głosowania.