Historia Igora z Ukrainy wzrusza do łez. Kiedy 47-letni Igor wyjeżdżał ze swojego domu na Ukrainie do lekarza w Rzeszowie, nie miał pojęcia, że nie wróci już do siebie. Dzień po przyjeździe do Polski dowiedział się, że w jego kraju wybuchła wojna. To był dla niego potworny cios, bo jak mówi, zamknęła się przed nim droga powrotu do ojczyzny.
Nie przegap: Horror na Centralnym. Bez prysznica, z dziećmi na posadzce. Dramatyczne historie uchodźców z Ukrainy
Mężczyzna nie ma lekko w życiu. Ma sparaliżowane nogi w wyniku przebytej choroby neurologicznej. Porusza się na kulach, a jego środkiem transportu jest elektryczny motor. Z gabinetu rzeszowskiego lekarza trafił do Warszawy. Stamtąd wolontariusze zabrali go do jednego z hoteli pod Siedlcami. Tu, dzięki właścicielowi obiektu, mieszka bezpiecznie od kilkunastu dni, ale przeraża go wizja przyszłości. - Boże, co ja teraz zrobię - ubolewa Igor.
- W przeliczeniu na polskie złotówki mam tylko 300 zł renty inwalidzkiej. O powrocie do Ukrainy nie mam co myśleć, bo tam wszystko zniszczone. Zaraz za mną z ojczyzny uciekła żona Ludmiła z dwoma synami. Mieszkają gdzieś kątem u znajomej w Liechtensteinie. Nie mam jak się dostać do żony, bo za co pojadę? Moja cała renta z Ukrainy nie wystarczy na podróż. Rodzina nie przyśle mi pieniędzy, bo sami nie mają. Na razie są na utrzymaniu znajomych. Jak nikt mi nie pomoże, to będę musiał sprzedać motor. Przynajmniej będę miał na jedzenie - dodaje zrozpaczony Igor.