Coraz mniej wiernych przyjmuje księdza w domu. Dlaczego tak się dzieje?
Osoby, które systematycznie chodzą do kościoła wiedzą, że księża zaczęli już powoli informować o planowanych wizytach duszpasterskich. Z ambon wybrzmiewają konkretne daty, ulice i dodatkowe informacje, które zainteresują ludzi przyjmujących kapłanów podczas kolędy. Jednak jak się okazuje, wiele osób coraz sceptyczniej patrzy na takie wizyty. Niektórzy z nich te poprzednie wspomina z urazem, przekąsem i decyduje się na przerwanie tradycji. Dlaczego tak się dzieje?
Jedną z osób, które podzieliły się swoją historią, jest pani Magda. Na łamach portalu „onet.pl” pojawiła się jej rozmowa z dziennikarzem. Kobieta wspominała, że kiedy ksiądz nie pojawił się do wcześniej zapowiedzianej godziny, ta, postanowiła wykąpać swojego synka.
− Pięć minut później pojawił się ksiądz, na oko 60-letni, wszedł niezaproszony do mieszkania i od razu zaczął komentować: „A to nie czekacie na mnie, nie chcecie mnie przyjąć? A co te zabawki nieposprzątane, a krzyż gdzie wisi? − wspomina w rozmowie z portalem. Przyznaje również, że jej mąż podziękował kapłanowi za wizytę tego dnia.
Kolejną historią podzieliła się pani Kornelia. Mówiła, że jej proboszcz już miesiąc wcześniej grzmiał z ambony, że „dać 50 złotych w kopercie to wstyd”.
Nie wszystkie jednak wspomnienia związane z wizytami duszpasterskimi są złe. Przede wszystkim warto wspomnieć, że kolęda powinna być okazją dla księży i jego parafian na lepsze poznanie. Do dziś również uważa się, że osoby przyjmujące księdza po kolędzie dają publiczne świadectwo swego przywiązania do Kościoła.
Co dzieje się z pieniędzmi, które parafianie przekażą tego dnia kapłanowi? Jak czytamy na stronie „swaugustyn.pl” „część z nich zostaje w parafii, część na poziomie ogólnodiecezjalnym, część zostaje do dyspozycji księdza. Bywa jednak i tak, i to nierzadko, że kapłan wszystkie pieniądze zebrane w czasie kolędy wkłada w renowację starego lub budowę nowego kościoła. Płaci z tych pieniędzy rachunki kościelne”.