Zadzwoniliśmy po patrol straży miejskiej. Rozmowa z dyspozytorem jeży włos na głowie. Oto jej fragment:
Dziennikarz SE: Proszę o wysłanie patrolu na Dworzec Wschodni, w starej kanciapie leży mężczyzna bezdomny, który od trzech dni nie jadł. Stwierdził, że czeka na śmierć.
Dyspozytor straży miejskiej: Rozmawiał pan z nim? Potrzebuje pomocy?
SE: Na to wygląda. (...)
Na terenie dworca działa policja dworcowa i SOK. A więcej proszę zgłosić temat do nich, a oni będą przekazywali dalej.
SE: Jesteście strażą miejską. (…) To nie jest typowo na terenie dworca, ale obok. (...) On teraz leży. (...)
Bo tak naprawdę na Kijowskiej 20 jest jadłodajnia i ogrzewalnia. I tam może podejść. (…)
SE: Proszę o wysłanie patrolu.
Zapisuję zgłoszenie i podjedziemy. Aczkolwiek 100 metrów dalej na Kijowskiej 20 jest jadłodajnia i ogrzewalnia. (…)
Pół godziny od zawiadomienia, pojawił się patrol straży. Bezdomnym zajęła się strażniczka. Jej kolega stał obok. - Zobaczcie jaką gorącą kobitkę mamy – dowcipkował. - Jak to możliwe, że niedaleko umierającego bezdomnego strażnicy zakładali blokady na koła samochodów, a nie pomogli człowiekowi? - spytaliśmy go. - To nie ten referat – odparł.
Kilkanaście minut później 59-letniego pana Krzysztofa pogotowie zabrało do szpitala.