W piątkowy wieczór strażnicy miejscy patrolujący okolice Starego Miasta zauważyli u zbiegu ulic Miodowej i Krakowskiego Przedmieścia rowerzystę. Ich uwagę zwrócił fakt, że mężczyzna miał bardzo duży problem z utrzymaniem prostego toru jazdy na dość szerokiej jezdni. Postanowili go zatrzymać i sprawdzić, czy przypadkiem nie jest pijany.
Kiedy podjechali bliżej i poprosili go o zjechanie na bok, cyklista nacisnął mocniej na pedały, próbując uciec. Niestety, na swoje nieszczęście, zamiast przyspieszyć i czmychnąć strażnikom, spadł z pojazdu.
Mundurowi natychmiast wysiedli z radiowozu i podeszli do niego. Gdy tylko się zbliżyli, okazało się, że przeczucie ich nie myliło. Od rowerzysty unosiła się woń alkoholu, a badanie alkomatem przez policjantów wezwanych na miejsce tylko potwierdziło, że wybrał się on na przejażdżkę pijany jak bela.
- Zatrzymany miał we krwi 2,25 promila alkoholu, a mimo tego próbował wrócić do domu rowerem - wyjaśniła Straż Miejska.
Policjanci ukarali pijanego cyklistę niemałym mandatem. Nie było taryfy ulgowej. Aktualny taryfikator przewiduje bowiem za to wykroczenie karę 2 500 zł! Rowerzysta dostał więc najwyższą karę z możliwych.