Jerzy Mindziukiewicz pełni funkcję prezesa Związku Powstańców Warszawskich. Podczas tegorocznych obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego przemawiał w Muzeum Powstania Warszawskiego na spotkaniu z prezydentami - Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim, podczas Apelu Poległych na pl. Krasińskich, był też na Powązkach Wojskowych przed pomnikiem Gloria Victis w Godzinę "W". Izabela Kraj rozmawiała z nim zaraz po tym, jak podpisał apel do warszawiaków o godne uczczenie 79. rocznicy Powstania Warszawskiego. Warszawiacy chyba apelu posłuchali. Było godnie!
„SE”: Jak pan przyjął 1 sierpnia?
Jerzy Mindziukiewicz: Z euforią. Uznaliśmy, że nadszedł właściwy czas. Gdy na własne oczy widzieliśmy Niemców, którzy pokrwawieni na furmankach jechali Al. Jerozolimskimi w okolice Dworca Zachodniego, to uznaliśmy, że nareszcie jest szansa na rewanż za poniewierkę. Widziałem ich stojąc przy Żelaznej.
Wy powstańcy, wszyscy mówicie o tej euforii, ale później przecież był dramat…
Bo chyba trzeba przeżyć to, co my, żeby to tak naprawdę zrozumieć. My przez kilkanaście lat mieliśmy swobodne życie, byliśmy wolni – piłka nożna, szkoła, ciepło i jasno w domu. Wojna z dnia na dzień zabrała nam – nastolatkom, młodość. Nie ma światła, godzina policyjna, nie ma szkół, łapanki, strach że nie wróci się do domu. Nikt tego nie zrozumie, gdy nie stanie pod murem z rozkraczonymi nogami i rękami opartymi o ścianę. Wy nie wiecie, o to znaczy poczuć tu, na karku lufę karabinu! I dobrze. Ale ponieważ nie wiecie, to nie zrozumiecie jaka była w nas wtedy żądza odwetu, zemsty, złość i nienawiść. Tak, nienawiść. I stąd ta euforia, gdy się zaczęło powstanie!
Miał pan wtedy 16 lat. Ta euforia była więc trochę brawurą nastolatka?
Nikt wtedy nie sprawdzał dokumentów. A wyglądałem na więcej. Ale myśmy musieli bardzo szybko dorosnąć. I przez tę intensywność działań, emocji, doświadczeń my nastolatkowie myśleli dużo bardziej dojrzale. My myśleliśmy o Polsce, myśleliśmy, jak będziemy żyć.
Czy w dzisiejszych czasach powstanie byłoby możliwe?
Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem. Ale chyba chodzi o pobudki. Dziś nie mamy potrzeby, bo nie ma zniewolenia, żyjemy w wolnym kraju. Powstanie nie jest potrzebne. I oby nigdy już nie było konieczne. My, powstańcy, naszym bogatym wieloletnim doświadczeniem z całym przekonaniem możemy powiedzieć, że bez wolności i suwerenności życie człowieka jest niezmiernie trudne. Apelujemy więc do wszystkich młodych, aktywnych ludzi: dbajcie i walczcie o te wartości! Chciałbym też powiedzieć, że nie zawsze bogactwo i zachłanność dają szczęście. Życzliwość, koleżeństwo, wrażliwość na drugiego człowieka, tak ważne dla nas w powstaniu, są ponadczasowe.
Czego dziś potrzebują powstańcy?
Gdy spotykam się z kolegami, to nikt chyba nie narzeka już na warunki materialne. My nie płacimy za prąd, wodę i czynsz, pomaga nam bardzo miasto. Ale mam często takie sytuacje, że dzwoni ktoś do mnie po godz. 22 i mówi „Przepraszam, ale muszę z tobą porozmawiać, bo zwariuję”. Samotność. To jest to, co wielu powstańcom dziś doskwiera. To, że wieczorami nie maja do kogo się odezwać. Zwłaszcza, gdy jedno z małżonków umiera.
Rozmawiała Izabela Kraj