Konrad S. przyznał się do kolejnego moderstwa
W 2015 roku do stołecznych policjantów, którzy zajmowali się walką z terrorem kryminalnym i zabójstwami zgłosił się Konrad S. Mężczyzna siedział już w więzieniu. Napisał do policjantów list.
– Chcę się przyznać, że poza tym na co mnie skazano, to ja zabiłem w maju 2006 roku na placu Zawiszy – oznajmił mężczyzna.
Konrad S. przyznał się do tego, że 30 maja 2006 roku zadał kilka ciosów nożem 26-letniemu Grzegorzowi M. na przystanku tramwajowym na pl. Zawiszy. Wtedy 38-latek stwierdził, że nie planował zbrodni.
Między mężczyznami miało dojść do niewielkiej sprzeczki podczas jazdy tramwajem. Kłótnia jednak przerodziła się w przepychankę. Konrad S. zaraz po wyjściu z tramwaju, zaatakował młodego chłopaka. Zadał mu kilka ciosów nożem. 26-latek zmarł na miejscu, a sprawca uciekł z miejsca zdarzenia. Dopiero dziewięć lat później Konrad S. stwierdził, że zaatakował 26-latka, bo ten go zdenerwował.
"Podróżnik" zaatakował również swojego rówieśnika
Kolejną ofiarą Konrada S. miał być 29-letni mężczyzna, który zginął 21 stycznia 2007 roku. Morderca wdał się w dyskusję ze swoim rówieśnikiem. W pewnym momencie wyjął nóż i ugodził chłopaka. Gdy autobus zatrzymał się na pętli przy ul. Górczewskiej, napastnik nie odpuścił rannemu i zadawał kolejne ciosy 20-centrymetrowym nożem. Niestety, młody mężczyzna mimo natychmiastowej reanimacji zmarł. Konrada S. zatrzymali pasażerowie autobusu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Brutalne morderstwo maturzysty w Warszawie. Oprawcy torturowali go przez 20 godzin
"Podróżnik" jeździł po Warszawie i zabijał
Policjanci nazywali Konrada S. „podróżnikiem”. Mężczyzna atakował zawsze po wyjściu z autobusu lub tramwaju. Zawsze po krótkiej sprzeczce lub kłótni, która zazwyczaj zaczynała się od mało ważnych rzeczy.
O Konradzie S. wiadomo, że w latach 2005-2007 roku był bezrobotny. – Z nudów podróżował po mieście autobusami i tramwajami. Nosił przy sobie nóż. Nie wiadomo, czy celowo szukał zaczepki lub „pretekstu” do ataku, czy też działał pod wpływem nagłej furii. Wiadomo natomiast, że jest poczytalny – mówił przed laty oficer stołecznej policji.