We wtorek po południu (15 lutego) po południu na drodze w Gąsiorowie pod Legionowem skuterzysta zderzył się z ciężarówką. Przyjechała karetka, przyleciał też niemal równocześnie helikopter. Tym razem ranny odleciał, a ambulans odjechał pusty. Ale częściej to załoga śmigłowca wraca bez pacjenta. W styczniu pod Galerią Mokotów dwoje dzieci jadących z mamą ucierpiało w zderzeniu z miejskim autobusem. Śmigłowiec LPR odleciał "na pusto", a dzieci zabrała karetka.
Z kolei w ubiegły poniedziałek (14 lutego) dyspozytor dostał zgłoszenie o zasłabnięciu w Pruszkowie. Ze względu na brak wolnych karetek dyspozytor wojewódzki wysłał na miejsce śmigłowiec, ale po pewnym czasie dojechała i karetka. I to znów ona zabrała chorego mężczyznę. Za każdym razem, gdy opisujemy podobny wypadek, w internecie zaczyna się dyskusja o dublowaniu załóg ratowników.
Polecany artykuł:
- Czy to nie jest marnowanie pieniędzy? To błąd ludzki czy systemowy? Przecież jedna z tych ekip ratowniczych mogłaby w tym samym czasie ratować życie komuś innemu - pytają Czytelnicy i internauci.
Według medyków i urzędników wszystko jest w porządku. I jedni, i drudzy oceniają, że dublowanie się pomocy i powroty załóg "na pusto" nie są marnowaniem pieniędzy, a wynikają z chęci zapewnienia jak najszybszej pomocy i ratowania życia. - Dyspozytor przeprowadzając wywiad, podczas rozmowy przez telefon nie zawsze ma pełną wiedzę, jak dokładnie wygląda sytuacja na miejscu, może więc wysyłać tam załogę naziemną i LPR. Lepiej jest zadysponować większe siły, które jak najszybciej udzielą pomocy, niż miałoby tej pomocy zabraknąć - ocenia Justyna Sochacka, rzeczniczka LPR.
Rzeczniczka wojewody mazowieckiego Ewa Filipowicz dodaje: - Dyspozytor medyczny podejmuje decyzje tak, aby pomoc została jak najszybciej zadysponowana do osoby poszkodowanej, zawsze w oparciu o obowiązujące procedury. Rola czasu dojazdu jest tu priorytetowa.