− To niedopuszczalne, nonsens − tak 27-latek zareagował na wyrok 25 lat więzienia za morderstwo. Karl P. miał udusić swoją matkę poduszką, poćwiartować jej ciało i w starannie przygotowanych paczkach wywieźć do Nowego Dworu Mazowieckiego. Tam miał wyrzucić je do Wisły. Mimo tego, że ciała kobiety nigdy nie odnaleziono, a proces opierał się na poszlakach, Amerykanin został skazany na łączną karę 25 lat bezwzględnego pozbawienia wolności.
Nieprawomocny wyrok zapadł w lipcu 2023 roku. Od wyroku wpłynęła apelacja. Rozpatrywał ją w czerwcu tego roku Sąd Apelacyjny w Warszawie, który uchylił wyrok i sprawę przekazał do ponownego rozpoznania.
We wtorek (26 listopada) w Sądzie Okręgowym w Warszawie odbyła się pierwsza rozprawa. 27-letni Amerykanin przez ponad dwie i pół godziny składał wyjaśnienia. Mężczyzna twierdził, że nie ma dowodów na potwierdzenie przedstawionych mu zarzutów. − Wycofałem wszystkie moje zeznania – powiedział.
Podkreślił, że nie wie, co się dzieje z jego matką. Przyznał również, że mieli nieporozumienia związane z jego zaręczynami i planami na życie. Wskazał też na swoją rozmowę z siostrą. Podczas niej miał jej wyznać, co się stało z jego matką. 27-latek stwierdził, że jego siostra "źle go zrozumiała", połączenie telefoniczne było "złej jakości, bo siostra prowadziła samochód poza miastem". Dodał, że właśnie z powodu tej rozmowy siostra złożyła zawiadomienie. − 3,5 roku sprawy, która jest oszustwem. Ta sprawa to strata czasu – mówił.
− Nie ma dowodów na morderstwo. Nie ma dowodów na kradzież. W związku z tym domagam się, abym został natychmiast zwolniony z aresztu, a oskarżenie oddalone – podkreślił. Dodał również, że nie ma bezpośrednich świadków zbrodni. Wyjaśnienia ma kontynuować na następnej rozprawie, której termin wyznaczono na 16 grudnia.