Karl Pfeffer w zeznaje sądzie
W środę (28 grudnia 2022) przed Sądem Okręgowym w Warszawie ruszył proces, który może być jednym z najciekawszych procesów od czasów Kajetana P. Według śledczych 26-latek miał udusić poduszką a następnie poćwiartować ciało Gretchen († 68 l.). - Mężczyzna jest oskarżony o popełnienie przestępstwa zabójstwa swojej matki Gretchen oraz dokonanie kradzieży środków pieniężnych wyżej wymienionej w kwocie nie mniejszej niż 2,5 tysiąca złotych – przekazała prokurator Aleksandra Skrzyniarz z Prokuratury Okręgowej Warszawie. Wszystko zaczęło się od doniesień o agentach FBI przeszukujących Narew i Wisłę na jesieni 2021 r. Akcja była wtedy owiana mgłą tajemnicy.
FBI szukało ciała w rzece
W końcu „Super Express” dotarł do szczegółów śledztwa. Amerykańscy agenci federalni w porozumieniu z polską policją od wielu miesięcy prowadzili śledztwo w sprawie śmierci obywatelki USA Gretchen Evity († 68 l.) i mającego z tym związek jej syna Karla (również z podwójnym polsko-amerykańskim obywatelstwem). Kobieta kilka lat temu, po śmierci męża – Amerykanina, przeprowadziła się z synem do Polski. Gretchen zniknęła w kwietniu 2020 r. a podejrzenie od razu padło na jej syna. Jak ustalił „Super Express”, w październiku 2020 r. Karl wyjechał do USA. Jak wynika z akt amerykańskiego sądu, do których dotarliśmy, Karl przyznał się przyrodniej siostrze, że zabił matkę i wrzucił w kawałkach do rzeki. Udusił matkę poduszką, pociął i kawałki wrzucił do rzeki. Śledztwo ujawniło też wstrząsające przygotowania: „Karl P. 1 kwietnia kupił piłę ręczną, taśmę, worki, smar i 5 m siatki ogrodzeniowej w galerii handlowej Arkadia.” A 3 kwietnia trzykrotnie podjeżdżał na most Piłsudskiego na Wiśle pod Kazuniem. To stamtąd w walizkach miał wyrzucić ciało swojej matki. „12 i 13 kwietnia agenci FBI przeprowadzili wywiad z Karlem, podczas którego przyznał się do zamordowania swojej matki, w tym wyrzucenia jej poćwiartowanego ciała do Wisły”.
We wtorek 28 grudnia Karl Pfeffer został doprowadzony z aresztu na pierwszą rozprawę przed warszawskim Sądem Okręgowym. Proces będzie poszlakowy, bo ciała Gretchen nigdy nie odnaleziono. Ale już jego pierwsze słowa oskarżonego nie pozostawiają wątpliwości...
Karl Pfeffer przed sądem: Pochowałem matkę w rzece
Na pytanie sądu czy przyznaje się do zarzucanych mu czynów odpowiedział najpierw: „Stosunkowo”. I dodał: „Jeśli sąd oferuje mi warunki do negocjacji, to mogę się przyznać”. Później szokował coraz bardziej!
- Sprawiłem, że przekopywaliście przeze mnie rzekę. Pozwólcie, że przyznam, że pochowałem ciało w rzece i wyjaśnię dlaczego ta osoba nie żyje. To był skomplikowany proces. Chciałbym wrócić do domu i mieć fajny dom na plaży. Ale jeśli dacie mi wybór pomiędzy śmieciowym aresztem w Polsce a nowoczesnymi więzieniami w USA to wolę przyznać się wszystkiemu FBI – stwierdził oskarżony. - Chcę potwierdzić i przyznać się do ciała pochowanego w rzece. Dałem wam dokładną lokalizację - mówił na rozprawie syn Gretchen.
Poćwiartował matkę bo...
- Mam gdzieś moją przeklętą rodzinę i jej opinię. Jeśli miałbym powiedzieć co mama zrobiła w USA, to poddano by ją publicznej egzekucji. Ona byłaby ukrzyżowana w Seattle. Ja na całym świecie mam setki dobrych relacji. Tylko relacja z moją matką była jedyną, która zgorzkniała. To była jedyna osoba która dbała o mnie i w tym samym czasie mnie okradała. Zmieniała się z totalnie kulturalnej i przyjacielskiej w absolutnie wulgarną. Tak wyglądało całe moje życie… - ciągnął Karl Pfeffer przed sądem. I zakończył: - Powód, dla którego coś takiego się wydarzyło między mną a matką, to zła relacja z nią i mój charakter. Nie chcę być traktowany jako morderca i psychopata. Szczerze mówiąc chcę wrócić na plażę. Nie jestem zagrożeniem dla społeczeństwa - przekonywał.
Wrzuciłem ją do rzeki w sześciu paczkach
Dopytywany przez sąd o szczegóły tej makabrycznej zbrodni Karl nie szczędził ich. - Potwierdziłem że wrzuciłem w sześciu paczkach ciało z mostu Piłsudskiego. Jeździłem trzy razy. Nie było tam żadnego świadka. Miałem przy sobie dwie walizki. Przyjechałem taksówką. Dałem napiwek kierowcy Ubera. Co prawda trochę się spóźnił ale był miły. Pojechałem do Nowego Dworu Mazowieckiego, żeby pochować mamę. Żeby wyrzuć zwłoki. Pakunki które wyrzuciłem do Wisły były bardzo dobrze zapieczętowane. Żadnych zapachów. Żadnych przecieków. Ja kupiłem tyle zapachów i odświeżaczy powietrza, że mój bagaż pachniał miętą jak zwykły turysta - relacjonuje przed sądem oskarżony...
A to dopiero pierwsza rozprawa...