Zwłoki 4-latka, owinięte w kocyk, zakopane w płytkim grobie i zalane betonem znaleziono jesienią 2022 roku w Górkach pod Garwolinem. Za śmierć dziecka przed sądem w Warszawie odpowiadają 20-latkowie, którzy, gdy dziecko się poparzyło, nie wezwali pogotowia. A gdy umarło, nie wyprawili mu pogrzebu – zakopali maluszka w dole pod lasem, nieopodal domu, w którym wtedy wynajmowali mieszkanie.
Sąd odpytując kolejnych świadków, próbuje ustalić, jakimi byli opiekunami. Oni sami przekonywali, że nie wiedzieli, że od rozległych poparzeń można umrzeć. A bali się ujawnić. Po śmierci Leona szybko wyprowadzili się spod Garwolina i przez pewien czas, wraz z drugim dzieckiem, a Karolina wtedy w ciąży z kolejnym pomieszkiwali w... piekarni.
Kolejna rozprawa w sprawie śmierci Leosia. Zeznawali świadkowie
− Otrzymałam zgłoszenie od anonimowej starszej kobiety, że na zapleczu piekarni mieszka kobieta w ciąży z małym dzieckiem. Dziecko miało być karmione mlekiem z wodą z kranu – zeznawała przed sądem pracownica ośrodka pomocy społecznej, która w październiku przeprowadzała interwencję w Sulejówku. Gdy pojechała na miejsce, pary tam nie zastała, ale przejrzała pomieszczenia. Nie było tam żadnej kuchni ani toalety.
− Na półkach na chleb leżały zabawki i ubranka dla kilkumiesięcznego dziecka. Stało też łóżeczko i łóżko. Było dużo dokumentów. Nie były to odpowiednie warunki do życia – zeznawała.
Sąd nie zgodził się na wypuszczenie Karoliny i Damiana z aresztu. − To wygląda tak, jakby moja mocodawczyni miała być ukrzyżowana – denerwował się adwokat Karoliny.