Warszawa. Katastrofa lotnicza. Zginęły 33 osoby
Samolot rejsowy wyruszył w podróż z Brukseli. To był lot powrotny do Warszawy. Międzylądowanie zaplanowano w Berlinie. Stamtąd, o godzinie 17:55 samolot ponownie wzbił się w powietrze. Nad Warszawą znalazł się o godzinie 19:30. Załoga otrzymała pozwolenie na lądowanie. Samolot był na pułapie 60-70 metrów, lecz zaledwie 46 sekund później, prawie 1500 metrów dalej, maszyna rozbiła się i doszczętnie spłonęła.
Piloci mieli trudne zadanie. Samolot trzeba było posadzić przy tragicznych warunkach atmosferycznych. Przy ziemi występowało zamglenie, widzialność była poziomie 7 km.
– Z chwilą, gdy maszyna znalazła się tuż nad lotniskiem, kapitan – zgodnie z przepisami – poprosił o zgodę na lądowanie. Po wyrażeniu zgody przez „wieżę” maszyna obniżyła lot, zapaliły się reflektory samolotu, które zawsze w nocy włącza się tuż przed lądowaniem. W kilka sekund potem – jak opowiadają świadkowe – zauważono najpierw niewielki błysk, równocześnie dał się słyszeć huk i buchnęły płomienie ognia. Natychmiast na miejsce popędziły wozy portowej, a wkrótce potem miejskiej straży pożarnej oraz liczne karetki pogotowia. Niestety, żadna pomoc nie była już potrzebna. Wszyscy pasażerowie i za łoga samolotu zginęli pod szczątkami maszyny – opisywał katastrofę Dziennik Bałtycki w 1962 roku.
Katastrofa lotnicza. Jaka była przyczyna tragedii?
Główna Komisja Badania Wypadków Lotniczych Ministerstwa Komunikacji stwierdziła, że w chwili katastrofy samolot był prawidłowo skonfigurowany do lądowania. Wszystkie uszkodzenia miały powstać w chwili kolizji z ziemią. Nie doszło do żadnej eksplozji w powietrzu.
Maszynę pilotowali kpt. Mieczysław Rzepecki, drugim pilotem był Henryk Kafarski, a jako trzeci w kabinie pilotów znajdował się instruktor pilotażu Józef Marczyk. Wszyscy byli zaliczani do najlepszych pilotów PPL „Łot”, „milionerów” powietrznych.
Oficjalnie podane przyczyny to błędne działanie załogi oraz wady systemu przygotowania załogi do lotu i kierowania działalnością lotniczą.