Szczera rozmowa

Każdy klaun czasem płacze. Clown Bartolini debiutuje na festiwalu w Cyrku Zalewski

2024-10-13 9:55

Współczesne filmy przedstawiają klauna zazwyczaj jako bohatera horroru. Z rozmazanym makijażem, z zakrwawionym nożem w ręku. Tego dobrodusznego, zaokrąglonego klauna w za dużych spodniach i za dużych butach, pamiętają już tylko dzisiejsi dziadkowie. Ich wnukowie raczej klaunów się boją. Bartłomiej Bukład (34 l.) postawił na wizerunek klauna eleganckiego. „Super Expressowi” mówi, dlaczego.

Zero białego makijażu Arlekina, brak czerwonej kulki na nosie. Zamiast za dużych butów – wypastowane lakierki, a do tego czarne spodnie i żółty smoking. To tylko jeden z roboczych strojów w jakich na arenie pojawia się Clown Bartolini. Chłopak z Sanoka, z wykształcenia anglista i kulturoznawca, od dzieciństwa zakochany w cyrku, od kilku lat przemierzał zagraniczne areny, by w tym roku po raz pierwszy pojawić się w Warszawie, na największym cyrkowym festiwalu w Polsce. „Czy dla polskiego artysty istnieje większe wyróżnienie i nagroda niż udział w festiwalu cyrkowym organizowanym przez Cyrk Zalewski ? Ja już dziś ogłaszam, że wygrałem spełniając swoje marzenie i występując na arenie pełnej gwiazd... Napiszę tylko „Dziękuję!” - napisał w mediach społecznościowych Clown Bartolini.

Do 27 października w każdy weekend, pod namiotem Cyrku Zalewski będzie bawić publiczność XXIV Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Cyrkowej. Zauroczy was na pewno świeżością, energią i uśmiechem. "Super Expressowi" zdradza, jaki jest...

Cały wywiad możecie obejrzeć w materiale WIDEO

„SE”: - No a gdzie czerwony nos? Gdzie za duże portki i niewygodne metrowe buty? Taki powinien być klaun – stereotypowo.

Clown Bartolini: – A czy trzeba mieć czerwony nos i za duże buty żeby być zabawnym?

- Jak widać nie trzeba, ale skąd pomysł na wizerunek, powiedzmy – klauna-eleganta?

Bo, żeby być zabawnym, nie trzeba mieć tony makijażu na twarzy i niezgrabnych ruchów. Mnie się w cyrku od zawsze podobały kolory, cekiny, błyszczące kostiumy. I taki miałem pomysł na siebie. Stąd żółty frak i żółta muszka z cekinami, choć przecież zdarza mi się założyć spodnie do pół łydki i pasiastą czarno białą koszulę.

- To wciąż elegancko…

Chcę być schludny, czysty i elegancki. A kostiumy projektuje sam.

- Jak się zaczęła pana przygoda z cyrkiem?

W moim rodzinnym mieście, w Sanoku, kiedy tata zabrał mnie na przedstawienie w największym wtedy chyba Cyrku Warszawa. Dziś pamiętam z tamtego czasu tylko wrażenie – kolory, światła, muzykę, świetliste kostiumy. A potem byłem już nie tylko na przedstawieniach, ale obserwowałem rozkładanie i składanie namiotu, zaglądałem za kulisy. Gdy cyrk odjeżdżał, nie chciało mi się iść do szkoły ze smutku. I od tamtego czasu, także potem, gdy przeniosłem się do Krakowa, cyrk był w moim życiu i sercu.

- Ale szkoły pan skończył. Ma pan fach w ręku nie tylko artystyczny.

Studiowałem anglistykę i kulturoznawstwo. Cyrk był wtedy niby obok, ale gdy zdałem egzamin magisterski, napisałem mamie esemesa: „Zdałem na czwórkę, wracam do cyrku”. I wróciłem. Gdy poznałem państwa Zalewskich, oni pozwolili mi być konferansjerem na swoich przedstawieniach. Potem wyjechałem na kilka sezonów za granicę, a dziś spełniło się moje marzenie i jestem po raz pierwszy na festiwalu w Warszawie!

- No to dlaczego teraz widzę klauna nie konferansjera?

Bo jestem próżny i pociągnęło mnie to, że klaun zawsze dostaje największe brawa (śmiech).

- Ale klaunada nie jest wdzięcznym zawodem. Musisz być śmieszny, nawet gdy jesteś smutny. A czasem nabiegasz się, naskaczesz, nakrzyczysz, a na widowni nikt się nie śmieje. Bywało tak?

Oczywiście że tak. Nie tylko u mnie. Nawet najwięksi artyści mają takie dni, że raz wbiegają za kurtynę w skowronkach, a innym razem schodzą z areny i płaczą, bo nie trafili z dowcipem, bo nie złapali dobrego kontaktu z publicznością, bo na widowni „mróz”. Ja się wciąż uczę, na każdym przedstawieniu uczę się kontaktu z publicznością. Chcę im dawać moją energię

- Przyznam się, że z niepokojem obserwowałam numer, w którym występuje pan z psem. Jednak w Polsce nie ma już przyzwolenia społecznego na zwierzęta w cyrku. Skąd ten psiak?

Ale to człowiek przecież! Dla mnie jak syn. Wziąłem go ze schroniska. Uratowałem życie. W ogień bym za nim skoczył. I widziała pani, że on nic tu na arenie nie zrobi, czego by nie chciał. A że skacze? Trzeba zobaczyć jak Max skacze dookoła namiotu. A jak schodził z areny, to merdał ogonem. Ludzie, adoptujcie psy, nie kupujcie, w schroniskach jest wielu przyjaciół, którzy czekają na fajny ciepły dom. Ja takiego przyjaciela mam, wziąłbym drugiego, ale nie dam rady.

- Długo trzeba było Maksa uczyć?

Trochę to trwało, bo to on uczył mnie, jak mam go uczyć.

- Co jest dla pana najtrudniejsze w cyrku?

Przebrać się z numeru na numer i zdążyć. A tak na poważnie, to jak się naprawdę kocha cyrk, to nic. Ta miłość zwycięża każde niepowodzenia. Tę miłość i energię, te pozytywne emocje chcę właśnie przekazać widzom. W tych dość trudnych czasach chcę sprawić, żeby się uśmiechnęli. Ja jestem po prostu pozytywnym człowiekiem, niekoniecznie chcę być śmieszny, wolę być po prostu zabawny.

- Studiował pan anglistykę, pseudonim wybrał pan sobie włoski, a występował dotąd na arenach w Niemczech i Austrii. No obywatel świata po prostu!

Ależ ja mam nadzieję, że i na Włochy i Anglię przyjdzie czas! I na wiele innych krajów z najsłynniejszym festiwalem w Monte Carlo włącznie.

- Zatem występu i głównych nagród w Monte Carlo życzę.

Dziękuję. A póki co, zapraszamy na przedstawienia festiwalowe w Warszawie!

Rozmawiała Izabela Kraj

Nie ma cyrku bez klauna. Clown Bartolini debiutował na Festiwalu Sztuki Cyrkowej w Warszawie

XXIV Międzynarodowy Festiwal Sztuki Cyrkowej potrwa do 27 października. Widowiska odbywają się w każdy weekend, w soboty w godz. 14 i 18 a w niedziele w godz. 13 i 17 w namiocie Cyrku Zalewski przy Wola Parku, tuż przy stacji Metra Ulrychów. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki