Zero białego makijażu Arlekina, brak czerwonej kulki na nosie. Zamiast za dużych butów – wypastowane lakierki, a do tego czarne spodnie i żółty smoking. To tylko jeden z roboczych strojów w jakich na arenie pojawia się Clown Bartolini. Chłopak z Sanoka, z wykształcenia anglista i kulturoznawca, od dzieciństwa zakochany w cyrku, od kilku lat przemierzał zagraniczne areny, by w tym roku po raz pierwszy pojawić się w Warszawie, na największym cyrkowym festiwalu w Polsce. „Czy dla polskiego artysty istnieje większe wyróżnienie i nagroda niż udział w festiwalu cyrkowym organizowanym przez Cyrk Zalewski ? Ja już dziś ogłaszam, że wygrałem spełniając swoje marzenie i występując na arenie pełnej gwiazd... Napiszę tylko „Dziękuję!” - napisał w mediach społecznościowych Clown Bartolini.
Do 27 października w każdy weekend, pod namiotem Cyrku Zalewski będzie bawić publiczność XXIV Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Cyrkowej. Zauroczy was na pewno świeżością, energią i uśmiechem. "Super Expressowi" zdradza, jaki jest...
Cały wywiad możecie obejrzeć w materiale WIDEO
„SE”: - No a gdzie czerwony nos? Gdzie za duże portki i niewygodne metrowe buty? Taki powinien być klaun – stereotypowo.
Clown Bartolini: – A czy trzeba mieć czerwony nos i za duże buty żeby być zabawnym?
- Jak widać nie trzeba, ale skąd pomysł na wizerunek, powiedzmy – klauna-eleganta?
Bo, żeby być zabawnym, nie trzeba mieć tony makijażu na twarzy i niezgrabnych ruchów. Mnie się w cyrku od zawsze podobały kolory, cekiny, błyszczące kostiumy. I taki miałem pomysł na siebie. Stąd żółty frak i żółta muszka z cekinami, choć przecież zdarza mi się założyć spodnie do pół łydki i pasiastą czarno białą koszulę.
- To wciąż elegancko…
Chcę być schludny, czysty i elegancki. A kostiumy projektuje sam.
- Jak się zaczęła pana przygoda z cyrkiem?
W moim rodzinnym mieście, w Sanoku, kiedy tata zabrał mnie na przedstawienie w największym wtedy chyba Cyrku Warszawa. Dziś pamiętam z tamtego czasu tylko wrażenie – kolory, światła, muzykę, świetliste kostiumy. A potem byłem już nie tylko na przedstawieniach, ale obserwowałem rozkładanie i składanie namiotu, zaglądałem za kulisy. Gdy cyrk odjeżdżał, nie chciało mi się iść do szkoły ze smutku. I od tamtego czasu, także potem, gdy przeniosłem się do Krakowa, cyrk był w moim życiu i sercu.
- Ale szkoły pan skończył. Ma pan fach w ręku nie tylko artystyczny.
Studiowałem anglistykę i kulturoznawstwo. Cyrk był wtedy niby obok, ale gdy zdałem egzamin magisterski, napisałem mamie esemesa: „Zdałem na czwórkę, wracam do cyrku”. I wróciłem. Gdy poznałem państwa Zalewskich, oni pozwolili mi być konferansjerem na swoich przedstawieniach. Potem wyjechałem na kilka sezonów za granicę, a dziś spełniło się moje marzenie i jestem po raz pierwszy na festiwalu w Warszawie!
- No to dlaczego teraz widzę klauna nie konferansjera?
Bo jestem próżny i pociągnęło mnie to, że klaun zawsze dostaje największe brawa (śmiech).
- Ale klaunada nie jest wdzięcznym zawodem. Musisz być śmieszny, nawet gdy jesteś smutny. A czasem nabiegasz się, naskaczesz, nakrzyczysz, a na widowni nikt się nie śmieje. Bywało tak?
Oczywiście że tak. Nie tylko u mnie. Nawet najwięksi artyści mają takie dni, że raz wbiegają za kurtynę w skowronkach, a innym razem schodzą z areny i płaczą, bo nie trafili z dowcipem, bo nie złapali dobrego kontaktu z publicznością, bo na widowni „mróz”. Ja się wciąż uczę, na każdym przedstawieniu uczę się kontaktu z publicznością. Chcę im dawać moją energię
- Przyznam się, że z niepokojem obserwowałam numer, w którym występuje pan z psem. Jednak w Polsce nie ma już przyzwolenia społecznego na zwierzęta w cyrku. Skąd ten psiak?
Ale to człowiek przecież! Dla mnie jak syn. Wziąłem go ze schroniska. Uratowałem życie. W ogień bym za nim skoczył. I widziała pani, że on nic tu na arenie nie zrobi, czego by nie chciał. A że skacze? Trzeba zobaczyć jak Max skacze dookoła namiotu. A jak schodził z areny, to merdał ogonem. Ludzie, adoptujcie psy, nie kupujcie, w schroniskach jest wielu przyjaciół, którzy czekają na fajny ciepły dom. Ja takiego przyjaciela mam, wziąłbym drugiego, ale nie dam rady.
- Długo trzeba było Maksa uczyć?
Trochę to trwało, bo to on uczył mnie, jak mam go uczyć.
- Co jest dla pana najtrudniejsze w cyrku?
Przebrać się z numeru na numer i zdążyć. A tak na poważnie, to jak się naprawdę kocha cyrk, to nic. Ta miłość zwycięża każde niepowodzenia. Tę miłość i energię, te pozytywne emocje chcę właśnie przekazać widzom. W tych dość trudnych czasach chcę sprawić, żeby się uśmiechnęli. Ja jestem po prostu pozytywnym człowiekiem, niekoniecznie chcę być śmieszny, wolę być po prostu zabawny.
- Studiował pan anglistykę, pseudonim wybrał pan sobie włoski, a występował dotąd na arenach w Niemczech i Austrii. No obywatel świata po prostu!
Ależ ja mam nadzieję, że i na Włochy i Anglię przyjdzie czas! I na wiele innych krajów z najsłynniejszym festiwalem w Monte Carlo włącznie.
- Zatem występu i głównych nagród w Monte Carlo życzę.
Dziękuję. A póki co, zapraszamy na przedstawienia festiwalowe w Warszawie!
Rozmawiała Izabela Kraj
XXIV Międzynarodowy Festiwal Sztuki Cyrkowej potrwa do 27 października. Widowiska odbywają się w każdy weekend, w soboty w godz. 14 i 18 a w niedziele w godz. 13 i 17 w namiocie Cyrku Zalewski przy Wola Parku, tuż przy stacji Metra Ulrychów.