Sobotni wieczór należał do kibiców, którzy spisali się znacznie lepiej niż nasze Orły. Szaliki, fantazyjne czapki i wymalowane w narodowe barwy twarze - ubrani w ten sposób warszawiacy i turyści zalali Warszawę. Większość chciała zobaczyć mecz na jednym z ośmiu telebimów pod Pałacem Kultury i Nauki. Efekt? W strefie kibica padł rekord frekwencji - mecz Polski z Czechami obejrzało w niej ponad 100 tys. osób.
Kilka tysięcy osób musiało jednak obejść się smakiem i na gwałt szukać pubu z telewizorem, bo tuż przed godz. 20.45 przepełniona strefa została zam-knięta. Ci, którzy się w niej znaleźli, przez cały mecz nie szczędzili gardeł. Strefa ucichła po ostatnim gwizdku. - Wielki żal. Szkoda, bo grali ładnie - komentowali chwilę później Łukasz Wołyniec (29 l.), Monika Petelewicz (28 l.) i Aga Miszczuk (31 l.), którzy do strefy przyjechali z Radzymina. Kuba Świąder (20 l.) i Piotr Piejdak (21 l.) tuż po meczu zrezygnowali z wcześniejszych planów kupna skrzynki piwa i świętowania. - Idziemy do domu spać w smutku i żałobie - łkali.
Większość kibiców fatalny dla Polaków mecz postanowiła jednak wspominać na mieście. Żal szybko minął i zamienił się w toasty dla Greków, którzy za swoje zwycięstwo nad Rosjanami byli oklaskiwani przez przechodniów na Nowym Świecie. Polacy humor poprawiali sobie tradycyjnie przyśpiewkami. "Już za dwa lata Polska będzie mistrzem świata", "Polacy jesteśmy z wami" i "Nic się nie stało" - niosły się po ulicach Warszawy do późnej nocy. Na szczęście siedem tysięcy policjantów, którzy zabezpieczali miasto, nie miało wiele do roboty. Doszło jedynie do kilku niegroźnych incydentów.