Wiceprezydent Renata Kaznowska odpowiada w stolicy za nadzór nad oświatą. Zapytaliśmy ją więc, co się zmienia w warszawskich szkołach po tym, jak resort zdrowia potwierdził dwa przypadki koronawirusa w Warszawie.
SE: Koronawirus dotarł do Warszawy. Czy zmienią się zatem wytyczne dla dyrektorów szkół, przedszkoli czy właścicieli żłobków?
Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska: Wszelkie wytyczne, dotyczące procedur działania na wypadek przypadków zarażenia koronawirusem, czy pewnej antyseptyki w budynkach szkół już dyrektorzy posiadają. I ten jeden stwierdzony w niedzielę przypadek choroby nic na razie nie zmienia. Nauczyciele mają przekazane, by reagowali na wszelkie przejawy choroby. Minęły dwa tygodnie od końca ferii w Warszawie, część tych uczniów lub nauczycieli, którzy wrócili z pobytu we Włoszech, właśnie kończy domowe kwarantanny. Na razie nie mamy sygnałów o nasilonych objawach wśród dzieci.
Co dalej?
Na poniedziałek wojewoda mazowiecki zarządził zebranie sztabu kryzysowego. Przedstawiciele miasta pojawią się na nim. I będziemy czekać na kolejne wytyczne do wdrożenia.
Ile musi być przypadków zarażeń, żeby doszło do zamknięcia szkół, jak we Włoszech? Kilkanaście… kilkaset?
Nie ma takiej konkretnej liczby. Nigdzie nie jest to zapisane. Taka decyzja musi wypłynąć z oceny zagrożenia i nie my ją będziemy podejmować, tylko resort zdrowia, służby sanitarne i wojewoda.
Zobacz: Wyganiają Polaków z powodu koronawirusa! "Goście proszeni są o powrót do domów"
A co z warszawska komunikacją? Codziennie tylko z samego metra korzysta ok. 600 tys. pasażerów. Kiedy metro zacznie być niebezpieczne tak, że trzeba będzie je zamknąć, bo stanie się siedliskiem zarazy?
Nikt dziś nie jest w stanie powiedzieć kiedy nastąpi moment, że podróż komunikacją publiczną stanie się niebezpieczna. To, czy autobusy lub metro przestaną funkcjonować może zależeć od wielu czynników, głównie od skali zakażeń koronawirusem i wytycznych inspektora sanitarnego. Pewne środki ostrożności w warszawskiej komunikacji już zostały podjęte, choćby wymiana środka dezynfekujacego autobusy i tramwaje na silniejszy. Ale mam nadzieję, że do konieczności zamknięcia metra jednak nie dojdzie.
Sprawdź: Koronawirus a zwrot pieniędzy za wycieczkę. Czy można odwołać wycieczkę przez koronawirusa?
To, że środki komunikacji zbiorowej mogą być miejscem wybuchu paniki, pokazał ostatnio pociąg pendolino, który został awaryjnie zatrzymany na Dworcu Centralnym. Ktoś z pasażerów wystraszył się kaszlącego w wagonie restauracyjnym pasażera o orientalnych rysach twarzy. Efektem tego alarmu było zatrzymanie pociągu, spisanie pasażerów i ich przesiadka do innego pociągu.
Z czego wynika takie zachowanie? Czy to zwyczajna ostrożność czy już panika? Specjaliści twierdzą, że główną przyczyną tego typu zachowań może być poczucie bezradności spotęgowane dezorientacją informacyjną, kreowaną głównie przez niepewne źródła.
- Niepokój zawsze jest tym większy, im większe jest nasze poczucie bezradności. W psychologii nazywa się to bezradnością poznawczą. Musimy uważać, by w razie pogorszenia się sytuacji, nie uwierzyć w te mity. A to niestety się już zdarza, bo przecież słyszymy już z ambon, że to kara za grzechy. To jednak pogłębia tylko nasze poczucie bezradności – mówi Jacek Santorski, psycholog.
Dodatkowo reakcję jednego z pasażerów pociągu spotęgować mogła świadomość, że jest to miejsce publiczne, zatłoczone.
- Nasze reakcje w tłumie są gwałtowniejsze. Jeśli się przestraszymy, w dużym zgromadzeniu nasz strach zamienia się w panikę – informuje Marcin Florkowski, psycholog. - Dla paniki charakterystyczna jest zła diagnoza, wyolbrzymienie niebezpieczeństwa, jakie niesie dana sytuacja w stosunku do realnego zagrożenia – zwraca uwagę Rafał Smoczyński, socjolog. - To klasyczne zachowania zbiorowe związane z paniką tłumu – tłumaczy socjolog.
Oto pierwszy przypadek koronawirusa w Warszawie
Tego samego dnia minister zdrowia potwierdza drugi przypadek stwierdzony w szpitalu Wolskim