Kierowca linii 188, jadącej z lotniska na Gocławek, pędził jak wariat.
- Siedziałam z mamą na samym końcu i rzucało nas po całym autobusie. Zaczęłyśmy się bać. Modliłam się, żeby bezpiecznie dojechać do domu - opowiada pasażerka feralnego kursu. Przy Wiatracznej wsiadł Wincenty Orłowski z synem - Usiedliśmy przy wyjściu, żeby tata nie musiał daleko chodzić po całym autobusie - mówi Zbigniew Orłowski (56 l.), syn poszkodowanego. Na ul. Szaserów kierowca dodał gazu, ale przed przejściem dla pieszych zobaczył dwa auta i gwałtownie nacisnął pedał hamulca. Pasażerowie dosłownie wylecieli z siedzeń, jak z katapulty, i wylądowali na podłodze. Pan Wincenty uderzył głową o metalową rurkę i o drzwi pojazdu. U kilku innych osób skończyło się na siniakach. Kierowca autobusu zatrzymał się kilka metrów dalej, wezwał pogotowie oraz nadzór ruchu. - Przykro mi, że tak się stało. Bardzo przepraszam pasażerów. Musiałem hamować, bo doszłoby do kolizji - tłumaczył kierowca 188. MZA będzie wyjaśniać okoliczności tego zdarzenia. - Przejrzymy zapis monitoringu - mówi Adam Stawicki z MZA.