Makabryczny wypadek w Grębiszewie pod Mińskiem Mazowieckim wydarzył się w ubiegły poniedziałek, 19 lipca, około godziny 11. Na prostej drodze i przy idealnej pogodzie ciężarówka przewożąca kruszywo nagle napotkała toyotę. Czołowe zderzenie zrobiło z pojazdów istną miazgę. W doszczętnie zmiażdżonej osobówce zmarła na miejscu dwójka małych dzieci, w wieku 5 i 9 lat, oraz ich 39-letni tata. 34-letnia mama, która siedziała obok wciąż walczy o życie w szpitalu. Jej stan jest krytyczny i bardzo niestabilny.
Ciężarówką kierował 55-letni Robert S., który próbował ratować wspomnianą rodzinę odbijając nagle kierownicą w bok. Według świadków zdarzenia naczepa ciężarówki zrobiła w powietrzu kilka obrotów. Szoferka wywróciła się na dach zgniatając kierowcę. Nie udało się go uratować. Zmarł na miejscu.
Robert S. był zawodowym kierowcą ciężarówek. Sam wychowywał trzy córki – Ewelinę, Paulinę i Patrycję. Jak stwierdził jego szef - Daniel Izbicki, "Robert był niezwykle lubiany w środowisku, spokojny, sumienny i zaangażowany w to, co robi. Uczył młodych kierowców zawodu. Wszyscy go znali i szanowali." Było to widać podczas sobotniego pogrzebu, który odbył się rano w Białymstoku. Ryk klaksonów wydobywający się z około pięćdziesięciu ciężarówek przyprawiał o dreszcze. Koledzy Roberta postanowili uczcić jego pamięć i zorganizowali przed mszą żałobną krótki przejazd ulicami miasta, pod kaplicę, gdzie rodzina opłakiwała zmarłego. W ułatwieniu przejazdu pomogły nawet policyjne radiowozy. Nagranie z przejazdu możesz zobaczyć w załączonym WIDEO.
Pogrążeni w smutku bliscy pożegnali Roberta w kościele Wszystkich Świętych w Białymstoku. Świątynia całkowicie zapełniła się szlochającymi wiernymi. - Usłyszałem o naszym bracie tak wiele ciepłych, pięknych słów i świadectw jak dobrym był człowiekiem. Świadczy też pewnie o tym fakt, że przypłacił to swoim życiem. Wszyscy wiemy, że chciał ratować innych. Brakuje słów, co można byłoby powiedzieć na pogrzebie takiej właśnie osoby - mówił ksiądz podczas kazania.
Polecany artykuł:
Po nabożeństwie ciało zmarłego kierowcy spoczęło w rodzinnym grobie na Cmentarzu Wszystkich Świętych. Gdy trumna powoli zjeżdżała na linach do mogiły, trzy córki Roberta wybuchnęły przeraźliwym płaczem. Nagrobek zalało morze kwiatów.
Pan Daniel – szef tragicznie zmarłego pracownika postanowił wspomóc osierocone córki w tym trudnym czasie. Zorganizował zbiórkę na portalu zrzutka.pl. Kwota, którą chce zebrać to 30 tysięcy złotych. Do końca akcji pozostało jeszcze wiele dni, a z dotychczasowych datków udało się uzbierać już blisko 24 tysiące złotych.